Długo
zbierałam się do tej recenzji. Oj długo... Musiałam poukładać
wszystkie emocje, myśli odczucia. Po przeczytaniu powieści, która
trafia w sam środek serducha, nie jest łatwo się pozbierać. Tak
było z „Nakarmię Cię miłością”. Oczekiwałam wiele po
tytule. Zawiodłam się, czy wręcz przeciwnie? Dałam nakarmić się
miłością?
Postanowiłam
zabawić się trochę przy zdjęciach. Kocham eksperymenty i holo
efekt. Podoba mi się efekt końcowy
i wiem, że będę szła w tym kierunku. Co sądzisz? Jeszcze tylko dodam, że ilość zdjęć nie znaczy, iż chce odwrócić uwagę od treści. Lubię pisać i cykać foty - dlatego mi się to tak fajnie łączy :D
i wiem, że będę szła w tym kierunku. Co sądzisz? Jeszcze tylko dodam, że ilość zdjęć nie znaczy, iż chce odwrócić uwagę od treści. Lubię pisać i cykać foty - dlatego mi się to tak fajnie łączy :D
Z każda chwilą pragnąłem być z nią więcej, słuchać jej opowieści, nawet tych banalnych, przekraczać granice intymności sprawdzać, jak jej ciało będzie reagowało na każdy niewinny dotyk, który przemieni się w pieszczotę wołającą o ukojenie pragnień.
Fabuła
Wszystko zaczyna się od nie do końca zaplanowanego wieczoru panieńskiego. A nie, czekaj, co ja piszę? Zaczyna się od prologu wprowadzającego. Jak to było przed spotkaniem. U niej wiele się nie zmienia, ale u Tobiasza... Głupia, najpierw fabuła... Książka przedstawia dwie skrajnie odmienne postaci: Tobiasza i Laurę. Ona – cicha myszka egzystująca co dnia, on – człowiek czynu z bogatą przeszłością. Pewnego wieczoru ich drogi się łącza i dopiero teraz zaczyna się zabawa :P. Czy dwoje różnych ludzi się dogada? A może to tylko chwilowa przygoda okraszona alkoholem, libido i magią przyciągania?
Moim zdaniem
Nie wiem jak zacząć. Ułożyłam sobie wszystko w głowie, ale początek zawsze brzmi nie tak, jak powinien. Zacznę więc od mętliku. Autorka rozbełtała mi wnętrzności, zrobiła kocioł z serca, zagrała na nerwach jak na Gibsonie i to z uśmiechem na ustach. Anno D, pójdziesz do piekła za swoje niecne uczynki. Będziesz miała pokój koło mnie :D
Wiesz, że zawsze piszę recenzje kierując się własnymi emocjami. I tak na serio, to nawet nie wiem jak je ładnie ubrać w słowa, żeby miały sens dla normalnego czytelnika. Niepohamowane dźwięki, podczas czytania, szły co chwilę :).
Autorka, nie wprowadza nas w stan kolejki górskiej, rollercoastera, czy też innego ustrojstwa. Cały czas dawkuje nam podobną siłę emocji, które wywołują radość, a niekiedy smutek. Zależy jaka to scena.
Ok, a może coś o bohaterach? Laura to cicha myszka, która pracuje w banku, umawia się z Pawelc.., ups Pawłem,
i szuka swojego skrawka raju. Żyje zachowawczo, nie sprzeciwia się, ukrywa swoje pasje i wie, że inni zawsze mają racje. A nawet jak wie, że nie mają, to nie walczy o swoje. Matko.... jak ja jej nie lubię :P. Tak myślałam na początku. Tyle razy miałam ochotę podejść i sprzedać jej pobudkowego plaskacza, krzyknąć: ogarnij się babo! To Twoje życie i żaden padalec nie będzie Ci po nim jeździł walcem. Teraz wiem, że zabieg był celowy. Podczas rozwoju książki, zmienia się nasza bohaterka. Nie tak totalnie. Nadal jest słodka i pomocna, ale wyostrza się jej charakterek, co bardzo mi się podoba. Anno D, ty mała, podstępna bestio :P.
Tobiasz, Tobi, Tobiaszek. Od samego początku wiem, że go kocham i nienawidzę jednocześnie. Jakby tu go opisać? Samiec alfa, z poszarpanym sercem, który gryzie, a potem zadaje pytania. Przypomina mi przyjaciela z przeszłości. Człowiek orkiestra z sercem na dłoni. Niestety, życiowe harpie zabrały mu misiakową duszę i zostawiły czarną pustkę. Nie inaczej jest z Tobiaszem. Stał się skurw... bez skrupułów. Miałam ochotę wydrapać mu oczy, szczególnie podczas pierwszego spotkania z L.
Co jest bajecznego w całej powieści? Transformacja bohaterów. Nie tylko głównych, ale także drugoplanowych, jak Bartek, Iza, Kaśka. Autorka, niczym najlepszy kucharz
z trzema gwiazdkami Michelin, wydobywa najlepsze kąski z każdej postaci. Idealnie pokazuje, jak potrafimy grać przed innymi, byle tylko nie zostać ponownie wystawieni na cierpienie, czy ocenianie. Zakładanie masek, jest cechą nie tylko polaków, ale całego Świata. Wdziewamy je niczym pancerz ochronny. Po co ryzykować? Tylko ile tak można? W pewnym momencie ochrona staje się przeszkoda nie do przeskoczenia. Zaczyna uwierać, przeszkadzać, tworzyć pęcherze i powodować przeciążenie. Zaczynamy szukać możliwości bycia sobą na 100%, a nie tylko w wyjątkowych okolicznościach. Tobiasz nie szukał swojej oazy wolności. Sama się przytrafiła. Czuje, że przy Laurze może pokazać swoją prawdziwa twarz, lęki
z trzema gwiazdkami Michelin, wydobywa najlepsze kąski z każdej postaci. Idealnie pokazuje, jak potrafimy grać przed innymi, byle tylko nie zostać ponownie wystawieni na cierpienie, czy ocenianie. Zakładanie masek, jest cechą nie tylko polaków, ale całego Świata. Wdziewamy je niczym pancerz ochronny. Po co ryzykować? Tylko ile tak można? W pewnym momencie ochrona staje się przeszkoda nie do przeskoczenia. Zaczyna uwierać, przeszkadzać, tworzyć pęcherze i powodować przeciążenie. Zaczynamy szukać możliwości bycia sobą na 100%, a nie tylko w wyjątkowych okolicznościach. Tobiasz nie szukał swojej oazy wolności. Sama się przytrafiła. Czuje, że przy Laurze może pokazać swoją prawdziwa twarz, lęki
i nie zostanie stracony. Kiedy demonstruje swoją prawdziwą, zadziorną naturę, ale w granicach normy. W tym momencie moja miłość do niego rozkwitła.
Poczułam, jak moje palce zalewa fala ciepła, która pulsacyjnym rytmem wędrowała do wszystkich zakamarków ciała. Zadrżałam, wziąć czując na sobie ciepło dłoni Tobiasza. Szybko wyrwałam się z tego zakazanego uścisku.
Przed przeczytaniem książki, zapoznałam się z paroma recenzjami. Taki ludzki odruch. To, że sama piszę nie znaczy, że nie czytam innych recek. Come on :P Trafiłam na porównanie, że Pani Dąbrowska jest polską Hoover. Hmmm... ciekawe porównanie, niestety się nie zgodzę. Uważam, że jest lepsza. Możecie się nie zgadzać, ale to jest moje zdanie - bez wazeliniarstwa. W książce Anny, nie ma zbędnego przeciągania scen. Bohaterka, nie mieli w każdą stronę jednego problemu, aż do barf'a na kartki. Ok, bohaterowie analizują swoje problem, ale w wysublimowany sposób. Nie ma rozwlekania, przyjemnie i szybko się czyta. Oczywiście, kocham poznawanie historii z dwóch perspektyw.
Jeśli miałabym się pokusić o jakieś porównanie, to stawiam na K. Bromberg. Wiem, tu New Adult, a tam erotyk, ale skupiam się na odczuciach. Jedna i druga potrafi bardzo dobrze wybrać strunę, na której trzeba właśnie zagrać. Obie, rozbełtały mi uczuciowe flaczki,
w takim samym stopniu, a emocje kończą się dopiero, kiedy zamykam książki. Nigdy nie patrzę przez gatunek, zawsze prze odczucia.
w takim samym stopniu, a emocje kończą się dopiero, kiedy zamykam książki. Nigdy nie patrzę przez gatunek, zawsze prze odczucia.
Recenzja jest do pochlastania słodka. Ooooo, właśnie biegnie jednorożec i macha ogonem :P. Chciałabym napisać coś złego. Uwierz mi, usilnie szukam wad i nic z tego. Zachowanie bohaterki się zmieniło. Może, ale to tylko może, wplecenie jedno wątku, pod koniec książki. Mam wrażenie, jakby został tam dodany na ostatnia chwilę, żeby się działo coś więcej. Nie napiszę jaki, bo zdradzę Ci ważny aspekt książki, a spoilerów nie lubimy. I tak przechodząc do końca
mojego wywodu... Polecam!!!
Tak strasznie. Uważam, że to jest moja jedna z pięciu najlepszych książek tego roku,
a wybredna ze mnie bestia :). Nawet pokuszę się o pierwszą trójeczkę. Ma wszystko, co dobra książka powinna mieć: ciekawa historię, napięcie, zwroty akcji, barwnych bohaterów.
I co najlepsze – polskie klimaty :). Brakowało mi takiej autorki na rodzimym podwórku.
I nagle, pojawiła się Anna D :). Tak, wiem że wcześniej skrobała, ale „Nakarmię Cię miłością” deklasuje inne książki. Na uwagę zasługuje także sama autorka. Dawno nie spotkałam tak ciepłej, otwartej, kochanej i współczującej autorki. Możesz teraz myśleć: ręka rękę myje. Pisze o niej tak dobrze, bo się lubią. Nie! Wręcz przeciwnie. Jakbym się podlizywała, to bym dostała srogie baty :P. Anna D liczy na krytykę.
I nagle, pojawiła się Anna D :). Tak, wiem że wcześniej skrobała, ale „Nakarmię Cię miłością” deklasuje inne książki. Na uwagę zasługuje także sama autorka. Dawno nie spotkałam tak ciepłej, otwartej, kochanej i współczującej autorki. Możesz teraz myśleć: ręka rękę myje. Pisze o niej tak dobrze, bo się lubią. Nie! Wręcz przeciwnie. Jakbym się podlizywała, to bym dostała srogie baty :P. Anna D liczy na krytykę.
Nie wahaj się i nie opieraj, tak długo jak ja. Daj się nakarmić miłością już dziś :). Nie masz nic do stracenia, a możesz tylko zyskać :). Niewątpliwie czekam na więcej. Tupię nóżkami jak podczas lekcji stepowania.
Moja ocena: 6/6 raczej, nie inaczej.
Jeszcze jedna rzecz, a co :) Pochwalę się:
Bardzo
dziękuję autorce, za zaufanie mojej skromnej osobie i przysłanie
pięknego egzemplarza. I dedykacja <3
Sowixy,
znacie „Nakarmię Cię miłością”? Nie? Musicie nadrobić :D
High wing.
Niesamowita recenzja :)dziękuję
OdpowiedzUsuńNie ma za co :*
Usuń