wtorek, 24 stycznia 2017

Sowie opowieści #33 Kasie West - P.S. I like you


Książki o miłości młodzieńczej nigdy się nie nudzą. Jest taka świeża, niewinna i przełamuje bariery. Często mylona ze zwykły zauroczeniem. Kasie West potrafi idealnie oddać klimat licealnych potyczek,waśni, miłości oraz przyjaźni. Jej książki są pełne ciepła. Porusza aspekty, z którymi nastolatki muszą borykać się codziennie. Zapraszam Cię na recenzje najnowszej książki „P.S. I like you”.


Przez chwilę nie mogłam jeszcze uwierzyć, że napisałam coś takiego do kompletnie nieznanej mi osoby. Zastanawiałam się nawet, czy nie zrezygnować z ponownego złożenia tej kartki i umieszczenia jej pod stolikiem



Fabuła

Lily jest zwariowaną nastolatką. Outsiderka, która nie podąża za tłumem. Wyznacza swoje własne kanony, a nieśmiałość ukrywa za sarkazmem. Podczas nudnej lekcji chemii zapisuje na ławce fragment piosenki ukochanego zespołu. Następnego dnia odkrywa, że ktoś dopisał dalszą część! Radość, niedowierzanie
i początek korespondencji, która może zmienić życie. Ławkowi towarzysze, z biegiem czasu, rozmawiają
o wszystkim oraz zaczynają się sobie zwierzać. Kto jest tajemniczą osobą? Czy Lily odkryje z kim pisze,
a może będzie się za bardzo bała?
Pełna ciepła i zwariowanych momentów książka, która nie pozwala się od siebie oderwać. Pozory mogą zwodzić, a prawda wyzwala.




Moim zdaniem

Oooo tak. Właśnie wykonałam mały taniec radości. Tak właśnie czuję się po przeczytaniu najnowszej powieści Kasie West. Tego mi było trzeba. Na wstępie napiszę, że jest to moja pierwsza książka autorki. Mam „Chłopaka z sąsiedztwa” na półce, a na „Chłopaka na zastępstwo” nadal poluję. Już wiem, że na pewno muszę zdobyć. Ok, wiedziałam wcześniej, ale teraz się utwierdziłam. Kasie West pisze w stylu, który wprost ubóstwiam. Lekko i przyjemnie. Młodzieżówka na najwyższym poziomie. Potrafi rozkręcić cudowny klimat, przez który nie ma się ochoty odłożyć książki nawet na chwilę. I mówię tu serio. Zawładnęła mną do tego stopnia, że siedziałam do 3:30, a wstaję do pracy ok. 5:45. Nie mogłam jej odłożyć. Najlepsze jest to, że dała mi następnego dnia mega powera. Cały czas analizowałam co się działo albo jak mogą potoczyć się dalsze losy Lily.

Autorka przypomniała mi stare dobre czasy, kiedy to z wypiekami na twarzy czytałam książki o nastoletniej miłości. Mimo, że stuknie mi w tym roku magiczna cyfra z trójką, to nadal lubię wracać to młodzieżowych tytułów. Wiem także, że przeczytam wszystko co Kasie West wyda. Nie będę potrafiła inaczej. Przyczyn jest parę.

Na pewno z powodu kreacji bohaterów. Każdy jest starannie przemyślany i nie ma tutaj mowy o żadnej pomyłce. Główna bohaterka, to osoba, z którą na pewno znalazłabym nić porozumienia. Ma swoje marzenia i cele. Nie napiszę, że się nie przejmuje, bo każdy to robi, ale wyznacza swoje własne ścieżki. Nie idzie tam, gdzie jej karzą. Najlepsza przyjaciółka Isabel, to podpora. Rozumie Lily i zawsze stara się jej pomóc. Czasem aż za bardzo.


Wpatrywałam się w Einsteina na suficie u Isabel, bo na nią wolałam nie patrzeć. Już lepiej, żeby osądzał mnie Einstein.


Na uwagę zasługuje wesoła gromada, którą jest rodziną głównej bohaterki. Starsza siostra, niby taka oddalona, ale widać, że kocha Lily. Młodsi bracia, to wulkan energii i... kłopotów. Rodzice są nietuzinkowi. Wiem, że artystyczne dusze tak mają. Główna bohaterka nazywa ich bałaganem, a ja wielką miłością.

Nie, nie powiem wam kto jest tajemniczą, korespondującą osobą. Wiem, że na to czekacie. Nie mogę, zepsułoby to całą zabawę. Nie wiem czy tylko ja tak mam, ale bardzo szybko odkryłam kto to jest. Ekscytacja, przy oczekiwaniu na następne listy, wcale nie zmalała. Mimo, że spodziewałam się rozwoju zdarzeń, to niecierpliwie czekałam co się stanie za chwilę. Mam dziwne wrażenie, że zabieg był celowy, a autorka chciała dać nam poczucie, jacy my to jesteśmy domyślni. Hmm... sprawa do przemyślenia, niemniej wiem, że żadne przewidywania nie zepsują czytania. Tak naprawdę, nic nie może zepsuć wrażeń podczas odkrywania przygód Lily. Ok, chyba że ktoś buchnie nam książkę. Wtedy trzeba zrobić śledztwo i dorwać gnidę.

Świat Lily jest jak jajko niespodzianka, nie wiesz co się za chwile wydarzy. Do tego ciepły, pełen barw i ludzkich emocji. Lily pokazuje, że można mieć dobrą minę, do złej gry. Nie zawsze, kiedy idziemy innym torem, nie znaczy, że się człowiek nie przejmuje. Mam dokładnie tak samo. Fasada jest nienaruszona, ale środek czasem skacze od emocji. Ludzie tylko czekają na odrobinę zawahania. Wtedy ruszają jak rekiny w poszukiwaniu świeżej krwi.

Jestem po prostu zachwycona. Co jest wyjątkowego? Magia Kasie West. Niczym dobra wróżka potrafi zaczarować czytelnika i powiedzieć mu: tak, chcesz tego. Cudowna oprawa utartych szlagierów. To jest najlepsze: pomysł nie jest wcale oryginalny. Zlepek paru utartych schematów, jednak podany jest na nowym talerzu, w trochę inny sposób. Okraszenie wszystkiego sarkastycznym humorem, nadaje całości realizmu i nie wybija z przekazywanej bajki. Przez całą książkę, czuje się wieź z bohaterkom. Jakby to wszystko dotyczyło nas. Wchodzisz do środka powieści oraz tam sobie żyjesz. Jakie to uczucie? Cudowne! Lubię zatracać się bez reszty podczas czytania. Świat doczesny ukrywa się za kotarą, a ja siedzę oraz oddycham magicznym pyłkiem. Może i brzmię jak rasowy ćpun, ale trudno. Mój narkotyk, moje literki. 




Po przeczytaniu wiem, że zawsze zaufam autorce. Nie będzie to czas stracony, a wręcz przeciwnie. Nawet jak książka mnie nie zachwyci, to i tak będzie dobra. To jest taka pewność, która ma się w środku. Migocząca lampka mówiąca: ona tego na pewno nie spie.... Całość nakreślonego świata skłania do refleksji. Nie takich nad sensem życia
i równaniami, ale postępowaniem. A już szczególnie na temat oceny innych ludzi. Powiedzmy sobie szczerze: czy kiedyś kogoś oceniłeś/łaś pochopnie? Tylko nie kłamać. Wiem, że ciśnie się nie, ale prawda jest inna. Na pewno była w życiu osoba, która została przez was błędnie oceniona. Przyznaje, mi też się zdarzyło. Po czasie nawet nie wiem dlaczego tak się stało. Autorka pokazuje konsekwencje takiego zachowania. Jaki to ma wpływ i ile można stracić czasu przez własny osąd.


Polecam z całego serducha. Przyklepuje wszystkie łapki i mówię wam: młodzieżówka pierwsza klasa. Kiedyś rozczytywałam się w serii „Nie dla mamy, nie dla taty...”, a teraz rządzi Kasie West. Poproszę więcej, poproszę częściej i teraz. Już natychmiast. Jeśli interesują was lekkie lektury, które nie wymagają wielkiego kombinowania, jesteście w domu. Tu się wszystko samo toczy, a wy cieszycie się przejażdżką. Dajcie szansę „P.S. I like you” - żałuje się nieprzeczytanych książek. Nie możecie mieć tego na sumieniu. A na koniec mam takie głupie pytanie: Czy tylko mi się wydaje, że bohaterka, z tyłu książki, jest jakaś nieproporcjonalnie długa?




Moja ocena: 5/6


Polecam serdecznie. Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Feeria Young :*


3 komentarze:

  1. Ja również przemiło wspominam tę powieść - taka lekka, a przy tym podnosząca na duchu!
    Autorka zdecydowanie ma talent do pisania miłych opowieści, po których aż ciepło w serduchu się robi!

    PS. Mam Cię zapisaną na Book Toura z inną powieścią tej autorki - Chłopakiem na zastępstwo - lecz nie widzę Twojego komentarza (oto, tutaj: http://wymarzona-ksiazka.blogspot.de/p/blog-page_99.html). Chciałabyś wziąć udział? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odzyskałam stare komentarze, dlatego mogę napisać :)
      Uwielbiam książki Kasie West. Mają w sobie coś magicznego oraz cudownego :)

      Tak, byłam zapisana na Book Tour i dalej jestem zainteresowana :)

      Usuń
    2. A komentarz był jako mejaczek 10 lipca :)

      Usuń