poniedziałek, 2 stycznia 2017

Sowie opowieści #25 Magdalena Żelazowska - Hotel Bankrut



„Hotel bankrut”, co to za tytuł? – pomyślałam, kiedy pierwszy raz dostałam książkę w swoje ręce. Teraz nie wydaje się taki dziwny. Wręcz przeciwnie, autorka trafiła w samo sedno. Kryzys atakuje z każdej strony. Najbardziej popularny, jest finansowy. Ja także mam swoje wzloty i upadki, więc myślenie o dotrwaniu do lepszego jutra nie jest mi obce. Co chwilę słyszy się o wielkim zadłużeniu jakiegoś Państwa. A co się dzieje, kiedy zwykły Kowalski nie może się podnieść? Czy jego „dołek” jest gorszy niż np. Grecji? Wiadomo, nie od dziś, że rozwój wiąże się z kosztami oraz coraz większym stresem. Nie wszyscy potrafią dotrzymać tempa ówczesnej cywilizacji. Zapraszam Cię na cztery historie, która na pierwszy rzut oka są inne, ale tak naprawdę wiele je łączy.

Fabuła

Odczuwanie recesji, nigdy nie jest proste. Ten co tego nie przeżył, niech się cieszy. Magdalena Żelazowska ze sprytem i przenikliwością, przedstawia losy czterech osób, które osiągnęły swoje własne dno. Łączy ich uczucie porażki oraz... mieszkanie. Przedsiębiorca, który musiał zamknąć firmę. Staruszka, której emerytura ledwo wystarcza. Menadżerka bez pracy spłacająca kredyt we frankach i oczywiście była studentka żyjąca ze śmieciowej umowy. Sytuacje wyjęte
z rodzimego podwórka. Mogą to być sąsiedzi każdego z nas. Czy stanie się cud i los się do nich uśmiechnie? A może nie da się już nic zrobić?


Moim zdaniem

Muszę przyznać, że nie spodziewałam się takiego przebiegu książki. Oczekiwałam ciekawej historii, ale nie aż tak. Śmiech i łzy ścigały się ze sobą, a ja zadawałam sobie pytanie – dlaczego tak późno odkryłam tak nietuzinkowy hotel.
Jest to moja pierwsza książka Pani Żelazowskiej, ale na pewno nie ostatnia. Nie wyobrażam sobie teraz poprzestać na jednej. Tematyka, którą serwuje autorka jest bardzo trudna, ale także niesamowicie ludzka. Taka z życia wzięta. Potrafi wyciągnąć najlepsze smaczki i zwrócić na nie twoją uwagę. Bawi się formami oraz treścią. Ważną rzeczą, która rzuca się w oczy jest wnikliwość. Każda historia jest opowiedziana z detalami oraz niesamowitą dbałością. Nie ma tu miejsca na lanie wody, ani jakieś banialuki. Prawda prosto z mostu. 
Najlepsze w książce jest to, że historie ciężkich chwil i rozterek, czyta się z ciekawością oraz zaangażowaniem. Ze strony na stronę chcesz wiedzieć jak się dalej potoczą losy życiowych rozbitków. Książka zawiera szerokie spektrum ludzkiej niedoli. Niespełnione marzenia, brak pieniędzy, rozbite związki, niedocenienie, to tylko kilka z nich.
W głowie ciągle rodzi się pytanie: co przyniesie za chwilę los? Czy bohaterowie wyjdą ze swoich dołków życiowych oraz czy dla nich też zaświeci słońce zmian?
Nie ukrywajmy, jest to książka pesymistyczna. Nie cała, ale tak się zaczyna. Nie wiedziałam na co się szykować. Jeśli pesymizm dominowałby przez całość – chyba nie dałabym rady jej skończyć. I nagle pojawia się magiczna iskierka, która przebija się przez burzowe, złe myśli. Wsparcie. Coś czego nie da się kupić. Nie można też go znaleźć u byle kogo. Najlepiej pomagają osoby, które są na tym samym etapie życia, co ty. Nikt inny tego nie zrozumie, obojętnie jakby chciał. Ludzie, którzy nie znają konkretnego uczucia, nigdy nie będą wiedzieli jak to jest nie mieć na coś. Niby mogą sobie wyobrażać, ale ich czyny zawsze będą temu przeczyć. Nie jest to działanie złośliwe, ale czysta natura. Jej nie da się oszukać obojętne jakby się chciało.
Muszę przyznać, że dawno nie czytałam książki, która ma takie spektrum osobowości. Kinga, która stała mi się najbliższa. Ciągle biegnie za swoim marzeniem mody i projektowania. Myśląc o lepszym jutrze, zostawia samotnego ojca i zatrudnia się w łódzkim butiku. Nie jest jednak tak różowo. Umowa śmieciowa i marne warunki potrafią każdego sprowadzić na ziemię. Jak można tak traktować człowieka? Kinga jest pracowita, wytrwała i odpowiedzialna. Jeśli się czegoś podejmuje, doprowadza sprawę do końca. Rzeczywistość przybyła i dała mentalnego plaskacza w twarz. Leon jest samotnym mężczyzną, ze zmiażdżoną dusza. Porzucony przez żonę, właściciel niewielkiego lombardu. Kiedyś dobrze prosperujący przedsiębiorca z własnym sklepem spożywczym. Realia dotknęły i jego. Jak można konkurować z wielkimi marketami, które mają gorszą jakość, ale jednak niższą cenę. A jak wiadomo, każdy grosz się liczy. Wiktoria to szalona kobieta biznesu. Wielkie mieszkanie, samochód i pełnia doza szczęścia. Fura, skóra i komóra. Z szafy wystają metki znanych marek, a dobra posada pozwala jej na to wszystko. I nagle bum... traci pracę. Praca i dobra odchodzą, a kredyt we frankach zostaje. Nagle jej świat wywraca się do góry nogami. Wcześniej nie przejmowała się pieniędzmi, a teraz ciągle się o nie martwi. Pozbywa się wszystkiego co miała i stara utrzymać nad powierzchnią wody. Na koniec mamy Panią Łucję, która mogłaby być babcią każdego. Posiada emeryturę,
z której się utrzymuje, ale idzie do pracy. Nie dla siebie, ale dla wnuczka. Nie układa się tak, jak sobie wyobraziła
i znika. Niestety kredyt zostaje. Na koniec mamy jeszcze jednego gagatka, który jest postacią poboczną. Damian jest windykatorem w banku. Jak ja się cieszę, że pokazuje się okazjonalnie. Nie znoszę dziada i mam nadzieję, że nigdy na takiego nie trafię. Egoistyczny dupek, który po trupach do celu leci na fali samouwielbienia. Oprawą książki są postaci damskie. Łucja, Wiktoria i Kinga skradły moje serce na całej linii. Ich determinacja oraz chęć przetrwania jest godna podziwu. Szczególnie Kingi.
Bardzo mi się podoba tematyka książki i poruszony temat. Parę razy czytałam o wynajmowaniu pokoju z obcymi ludźmi. Temat jest obecnie na czasie, ponieważ coraz więcej ludzi jest zmuszonych do życia w takich warunkach. Książka pokazuje wady i zalety takiego rozwiązania. Autorka idealnie łączy wszystkie podjęte wątki. Tworzy warkocz dobierany z paru nitek treści. 
Powieść przyciągnęła moją uwagę, z jeszcze jednego, trywialnego powodu. Akcja umiejscowiona jest w Łodzi. Jest to moje miasto rodzinne, w którym nadal mieszkam. Wiem, że jego postrzeganie jest błędne. Wielu widzi w Łodzi tylko brud, smród i ubóstwo, ale tak nie jest. Ma swój niepowtarzalny klimat,a ja cieszę się, że coraz więcej autorów zwraca na nie uwagę. Posiada, jak „Hotel Bankrut”, swoje piękniejsze strony, jak i te mroczniejsze. Tylko, które miasto tak nie ma? A klimatu nie da się kupić, trzeba go po prostu mieć.
Polecam serdecznie przeczytać „Hotel Bankrut”, szczególnie w dniach wątpliwości. Książka daje nadzieje. Pokazuje, że pieniądze dużo dają, ale raz są, a za chwile ich nie ma. Można w niej znaleźć sposoby na radzenie sobie w gorszych momentach. Mi dała wiele i otworzyła oczy. Z każdej sytuacji jest jakieś wyjście, a wsparcie może przyjść
w nieoczekiwanym momencie i niespodziewanej strony.

Moja ocena: 5/6


Za możliwość przeczytania książki dziękuję Natalii i Magdzie oraz Wydawnictwu Harper Collins


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz