„Hotel
bankrut”, co to za tytuł? – pomyślałam, kiedy pierwszy raz
dostałam książkę w swoje ręce. Teraz nie wydaje się taki
dziwny. Wręcz przeciwnie, autorka trafiła w samo sedno. Kryzys
atakuje z każdej strony. Najbardziej popularny, jest finansowy. Ja
także mam swoje wzloty i upadki, więc myślenie o dotrwaniu do
lepszego jutra nie jest mi obce. Co chwilę słyszy się o wielkim
zadłużeniu jakiegoś Państwa. A co się dzieje, kiedy zwykły
Kowalski nie może się podnieść? Czy jego „dołek” jest gorszy
niż np. Grecji? Wiadomo, nie od dziś, że rozwój wiąże się z
kosztami oraz coraz większym stresem. Nie wszyscy potrafią
dotrzymać tempa ówczesnej cywilizacji. Zapraszam Cię na cztery
historie, która na pierwszy rzut oka są inne, ale tak naprawdę
wiele je łączy.
Fabuła
Odczuwanie
recesji, nigdy nie jest proste. Ten co tego nie przeżył, niech się
cieszy. Magdalena Żelazowska ze sprytem i przenikliwością,
przedstawia losy czterech osób, które osiągnęły swoje własne
dno. Łączy ich uczucie porażki oraz... mieszkanie. Przedsiębiorca,
który musiał zamknąć firmę. Staruszka, której emerytura ledwo
wystarcza. Menadżerka bez pracy spłacająca kredyt we frankach i
oczywiście była studentka żyjąca ze śmieciowej umowy. Sytuacje
wyjęte
z rodzimego podwórka. Mogą to być sąsiedzi każdego z nas. Czy stanie się cud i los się do nich uśmiechnie? A może nie da się już nic zrobić?
z rodzimego podwórka. Mogą to być sąsiedzi każdego z nas. Czy stanie się cud i los się do nich uśmiechnie? A może nie da się już nic zrobić?
Moim zdaniem
Muszę
przyznać, że nie spodziewałam się takiego przebiegu książki.
Oczekiwałam ciekawej historii, ale nie aż tak. Śmiech i łzy
ścigały się ze sobą, a ja zadawałam sobie pytanie – dlaczego
tak późno odkryłam tak nietuzinkowy hotel.
Jest
to moja pierwsza książka Pani Żelazowskiej, ale na pewno nie
ostatnia. Nie wyobrażam sobie teraz poprzestać na jednej. Tematyka,
którą serwuje autorka jest bardzo trudna, ale także niesamowicie
ludzka. Taka z życia wzięta. Potrafi wyciągnąć najlepsze smaczki
i zwrócić na nie twoją uwagę. Bawi się formami oraz treścią.
Ważną rzeczą, która rzuca się w oczy jest wnikliwość. Każda
historia jest opowiedziana z detalami oraz niesamowitą dbałością.
Nie ma tu miejsca na lanie wody, ani jakieś banialuki. Prawda prosto
z mostu.
Najlepsze w książce jest to, że historie ciężkich
chwil i rozterek, czyta się z ciekawością oraz zaangażowaniem. Ze
strony na stronę chcesz wiedzieć jak się dalej potoczą losy
życiowych rozbitków. Książka zawiera szerokie spektrum ludzkiej
niedoli. Niespełnione marzenia, brak pieniędzy, rozbite związki,
niedocenienie, to tylko kilka z nich.
W głowie ciągle rodzi się pytanie: co przyniesie za chwilę los? Czy bohaterowie wyjdą ze swoich dołków życiowych oraz czy dla nich też zaświeci słońce zmian?
W głowie ciągle rodzi się pytanie: co przyniesie za chwilę los? Czy bohaterowie wyjdą ze swoich dołków życiowych oraz czy dla nich też zaświeci słońce zmian?
Nie
ukrywajmy, jest to książka pesymistyczna. Nie cała, ale tak się
zaczyna. Nie wiedziałam na co się szykować. Jeśli pesymizm
dominowałby przez całość – chyba nie dałabym rady jej
skończyć. I nagle pojawia się magiczna iskierka, która przebija
się przez burzowe, złe myśli. Wsparcie. Coś czego nie da się
kupić. Nie można też go znaleźć u byle kogo. Najlepiej pomagają
osoby, które są na tym samym etapie życia, co ty. Nikt inny tego
nie zrozumie, obojętnie jakby chciał. Ludzie, którzy nie znają
konkretnego uczucia, nigdy nie będą wiedzieli jak to jest nie mieć
na coś. Niby mogą sobie wyobrażać, ale ich czyny zawsze będą
temu przeczyć. Nie jest to działanie złośliwe, ale czysta natura.
Jej nie da się oszukać obojętne jakby się chciało.
Muszę
przyznać, że dawno nie czytałam książki, która ma takie
spektrum osobowości. Kinga, która stała mi się najbliższa.
Ciągle biegnie za swoim marzeniem mody i projektowania. Myśląc o
lepszym jutrze, zostawia samotnego ojca i zatrudnia się w łódzkim
butiku. Nie jest jednak tak różowo. Umowa śmieciowa i marne
warunki potrafią każdego sprowadzić na ziemię. Jak można tak
traktować człowieka? Kinga jest pracowita, wytrwała i
odpowiedzialna. Jeśli się czegoś podejmuje, doprowadza sprawę do
końca. Rzeczywistość przybyła i dała mentalnego plaskacza w
twarz. Leon jest samotnym mężczyzną, ze zmiażdżoną dusza.
Porzucony przez żonę, właściciel niewielkiego lombardu. Kiedyś
dobrze prosperujący przedsiębiorca z własnym sklepem spożywczym.
Realia dotknęły i jego. Jak można konkurować z wielkimi
marketami, które mają gorszą jakość, ale jednak niższą cenę.
A jak wiadomo, każdy grosz się liczy. Wiktoria to szalona kobieta
biznesu. Wielkie mieszkanie, samochód i pełnia doza szczęścia.
Fura, skóra i komóra. Z szafy wystają metki znanych marek, a dobra
posada pozwala jej na to wszystko. I nagle bum... traci pracę. Praca
i dobra odchodzą, a kredyt we frankach zostaje. Nagle jej świat
wywraca się do góry nogami. Wcześniej nie przejmowała się
pieniędzmi, a teraz ciągle się o nie martwi. Pozbywa się
wszystkiego co miała i stara utrzymać nad powierzchnią wody. Na
koniec mamy Panią Łucję, która mogłaby być babcią każdego.
Posiada emeryturę,
z której się utrzymuje, ale idzie do pracy. Nie dla siebie, ale dla wnuczka. Nie układa się tak, jak sobie wyobraziła
i znika. Niestety kredyt zostaje. Na koniec mamy jeszcze jednego gagatka, który jest postacią poboczną. Damian jest windykatorem w banku. Jak ja się cieszę, że pokazuje się okazjonalnie. Nie znoszę dziada i mam nadzieję, że nigdy na takiego nie trafię. Egoistyczny dupek, który po trupach do celu leci na fali samouwielbienia. Oprawą książki są postaci damskie. Łucja, Wiktoria i Kinga skradły moje serce na całej linii. Ich determinacja oraz chęć przetrwania jest godna podziwu. Szczególnie Kingi.
z której się utrzymuje, ale idzie do pracy. Nie dla siebie, ale dla wnuczka. Nie układa się tak, jak sobie wyobraziła
i znika. Niestety kredyt zostaje. Na koniec mamy jeszcze jednego gagatka, który jest postacią poboczną. Damian jest windykatorem w banku. Jak ja się cieszę, że pokazuje się okazjonalnie. Nie znoszę dziada i mam nadzieję, że nigdy na takiego nie trafię. Egoistyczny dupek, który po trupach do celu leci na fali samouwielbienia. Oprawą książki są postaci damskie. Łucja, Wiktoria i Kinga skradły moje serce na całej linii. Ich determinacja oraz chęć przetrwania jest godna podziwu. Szczególnie Kingi.
Bardzo
mi się podoba tematyka książki i poruszony temat. Parę razy
czytałam o wynajmowaniu pokoju z obcymi ludźmi. Temat jest obecnie
na czasie, ponieważ coraz więcej ludzi jest zmuszonych do życia w
takich warunkach. Książka pokazuje wady i zalety takiego
rozwiązania. Autorka idealnie łączy wszystkie podjęte wątki.
Tworzy warkocz dobierany z paru nitek treści.
Powieść
przyciągnęła moją uwagę, z jeszcze jednego, trywialnego powodu.
Akcja umiejscowiona jest w Łodzi. Jest to moje miasto rodzinne, w
którym nadal mieszkam. Wiem, że jego postrzeganie jest błędne.
Wielu widzi w Łodzi tylko brud, smród i ubóstwo, ale tak nie jest.
Ma swój niepowtarzalny klimat,a ja cieszę się, że coraz więcej
autorów zwraca na nie uwagę. Posiada, jak „Hotel Bankrut”,
swoje piękniejsze strony, jak i te mroczniejsze. Tylko, które
miasto tak nie ma? A klimatu nie da się kupić, trzeba go po prostu
mieć.
Polecam
serdecznie przeczytać „Hotel Bankrut”, szczególnie w dniach
wątpliwości. Książka daje nadzieje. Pokazuje, że pieniądze dużo
dają, ale raz są, a za chwile ich nie ma. Można w niej znaleźć
sposoby na radzenie sobie w gorszych momentach. Mi dała wiele i
otworzyła oczy. Z każdej sytuacji jest jakieś wyjście, a wsparcie
może przyjść
w nieoczekiwanym momencie i niespodziewanej strony.
w nieoczekiwanym momencie i niespodziewanej strony.
Moja
ocena: 5/6
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Natalii i Magdzie oraz Wydawnictwu Harper Collins
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz