niedziela, 17 marca 2019

Sowie opowieści: Minde Arnett - „Onyx & Ivory"


Książki, które maja ciekawą fabułę, a jednocześnie uczą są moimi ulubionymi. Oczywiście gatunek ma znaczenie, ale kocham ten moment, kiedy po zamknięciu tylnej okładki zaczynam rozmyślać nad przeczytaną treścią. Czuję, że nie tylko czytam, ale też się rozwijam. Onyx & Ivory przekazuje ważną lekcję: nie oceniaj po pozorach. Nie słuchaj podszeptów innych ludzi i wyrób sobie własną opinię. NAJGORSZE co możesz zrobić to żyć według poglądów innych. Kiedy raz kogoś oczernisz, już nigdy tego nie cofniesz. 

Było tak wiele do zrobienia, dziesiątki decyzji do podjęcia, słów do wypowiedzenia

Kate, to dziewczyna z piętnem na nazwisku, dosłownie. Nazywają ją Zdrajczynią Kate, przez czynny jej ojca. Próbował zabić arcykróla Rime, a takiej zniewagi się nie wybacza. I tak życie dziewczyny zmienia się diametralnie, kiedy to z salonów trafia do rynsztoka. Walczy o przetrwanie, a na co dzień jest kurierką pocztową. Fach ten jest dość ciężki, ponieważ ściga się z czasem. Można go wykonywać tylko w dzień, bo nocą na łowy wychodzą mordercze stwory. Na szczęście bohaterka ma tajną broń – potrafi wpływać na umysły zwierząt. Dzięki temu, że jest dzikunką znajduje ocalałego z masakry syna króla – Corwina Tormane. Gadźce zgładziły wszystkich poza nim. Oczywiście sprawa jest jeszcze gorsza, ponieważ chłopak to pierwsza miłość Kate, o której bardzo chce zapomnieć. Niestety los chciał inaczej i we dwójkę będą musieli obronić siebie, królestwo i odeprzeć wrogie siły. Czy im się to uda? Czy Kate na reszcie zazna trochę spokoju? 

Bohaterowie, ach bohaterowie, jak tu ich nie kochać? Przeważnie jest tak, że główne postacie zaskarbiają sobie przychylność czytelnika i z zapartym tchem się im kibicuje. W Onyx & Ivory jest podobnie, ale nie do końca. Kate to naprawdę silna dziewczyna, która wiele przeszła w życiu. Zostawiona sama sobie, musiała odnaleźć się w nowej rzeczywistości oraz przetrwać. Nie łatwo ją wystraszyć, jest zdeterminowana, a duma czasem wpędza ją w kłopoty. Corwin to bogaty chłopak, który musi martwić się o swój kraj, ale nie chce tego. Szuka swojej drogi i czasem zbyt przesadza. Jego dramatyczne sceny wywoływały czasem niesmak. Nazywałam go takim chłopczykiem, ale z biegiem fabuły zmieniał się. Mam wrażenie, że wpływ miała na to Kate. Najlepsza postacią jest Dal, przyjaciel głównego bohatera. Rzadko spotykam się żeby postać drugoplanowa była ciekawsza od głównego bohatera. 


Nie napiszę, że książka to coś nowatorskiego. Dużo tu zapożyczeń i znany motywów. Większość została ładnie poprowadzona i naprawdę przyjemnie się czytało. Pojawiały się czasem jednak zgrzyty, które wpływały na odbiór. Jednym z bardziej rzucających się zapożyczeń są gadźce, które atakują w nocy, a ludzie mogą się przed nimi bronić za pomocą specjalnych kręgów. Oczywiście pojawia się również motyw tępienia oraz wygnania, np. magów, a to w podobnych powieściach wiele razy się powtarza. Czasem styl pisania przypominał mi choćby Bretta. 

Kocham cię, Kate Brightor. Zawsze cię kochałem. Jestem twój, taki, jakim mnie zechcesz. Książę czy żebrak, mąż czy kochanek. Wybór należy do ciebie i tylko do ciebie.

A co dalej? Sama treść jest dobra, ale tez miałam kilka zgrzytów. Scena się rozwija, już czuje się smród walki i bam! Rozmyślania bohaterów, a te potrafią zabić nawet najlepszą akcję. Dużo tu rozmyślań i wahania. Rozumiem, że nie każda sytuacja jest prosta, ale Minde Arnett bardzo topornie to wszystko ze sobą łączyła. 



Wydaje mi się, że książka bardzo przypadnie do gustu nastolatkom, które dopiero co poszukują swojego ulubionego gatunku literackiego. Straszy czytelnik może zostać przytłoczony ilością rozmyślań bohaterów. Nie jest to zła książka, ale gdyby dopracować płynność akcji z wewnętrznymi rozterkami, byłaby naprawdę dobra. A tak jawi się jako taki średniaczek na jeden wieczór. 


Moja ocena: 3,5/6 

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Jaguar.

Czytaj dalej »

niedziela, 3 marca 2019

Sowie opowieści: Holly Black - „Zły król"



Są takie tytuły, które wzbudzają zachwyt, kiedy tylko się o nich dowiemy. Tak samo jest z autorami/autorkami. Właśnie tak miałam kiedy dowiedziałam się o tym, że Holly Black wydaje kolejny tom Okrutnego księcia. Teraz przyszedł czas na fanfary, okrzyki radości i przerażenie narzeczonego, bo chyba mam pierwsze oznaki zawału. Nie pamiętam dokładnie, ale to chyba przez Modern Feary Tales pokochałam Holly. Jej współautorskie książki są dobre, ale solówki, to istne perełki. Nie muszę chyba pisać, że Okrutny książę stoi sobie u mnie na półce i cieszy serce? Ok, wszystko fajnie i pięknie, ale przecież Zły król, to druga część, a wiemy jakie często pojawia się fatum? Czy tym razem udało się pokonać złe czary, a ja dostałam ciekawą historię? O tym dowiecie się za chwilę. 

Mówiłam już, że Cardan posiada wyjątkową zdolność prawienia komplementów w taki sposób, że bolą. Potrafi jednak też powiedzieć coś na pozór obraźliwego, co naprawdę schlebia.

A fabuła kołem się toczy i jest oczywiście kontynuacją pierwszego tomu, więc mogą pojawić się mini spoilery. Mimo że minęło kilka miesięcy, to Cardan nadal włada jako dumny Król. Jude cały czas ma rękę na pulsie, ale udaje, że z panowaniem nie ma nic wspólnego. Ktoś jednak musi utrzymać ład na ziemiach, prawda? Cardan nie jest do tego najlepszą osobą, dlatego dziewczyna zmaga się z Wieczną Radą, pilnuje Najwyższego Króla, żeby nie zrobił żadnej głupoty, czy udziela się pilnie w siatce szpiegowskiej. I tak upływa dzień za dniem, wśród papierów, a czas nieubłaganie pędzi do przodu. Do tego Balerkin i królowa Toni mają swoje własne plany, które nie pokrywają się z zamiarami Jude. Jak długo uda się dziewczynie lawirować między problemami? Czy Cardan stanie się prawdziwym królem? A może wszystko upadnie i nastanie nowy porządek? 

Mogę napisać, że Zły Król, to bardzo dobra kontynuacja Okrutnego Księcia i jest wart wyciągnięcia po niego czytelniczych łapek. Szczególnie, jeśli przy pierwszym tomie miło spędziłeś/łaś czas. Czyta się szybko, akcja wartka, a problemów do rozwiązani sporo. Pokuszę się o stwierdzenie, że Jude ma pełne ręce roboty i to widać w fabule. Dlatego tak szybko się czyta. Co chwilę coś się dzieje! 



Z główną bohaterką mam relacje love – hate. Czasem ją uwielbiam, a zdarza się, że mam ochotę prasną otwartą dłonią. W Złym Królu raczej lubię, choć nie obyło się bez wad. Dziewczyna jest zaradna, zdroworozsądkowa. Kiedy zgłębia jakiś temat, to musi poznać rozwiązanie. Nieustępliwa. Podchodzi do większości spraw z „zimną głową” i wszystko analizuje. Przyznaje się do popełnionych błędów oraz szuka nowych rozwiązań. Dzięki takim poczynaniom staje się bliższa czytelnikowi, ponieważ nie jest chodzącym ideałem. Wątek romantyczny jest tylko tłem historii i urozmaiceniem. Na całe szczęście nie gra pierwszych skrzypiec. 

Podoba mi się, że Holly Black próbuje przebić utarte schematy i wprowadzić coś nowego oraz świeżego na rynek czytelniczy. Ile można czytać, o tych samych problemach, walkach, marzeniach? Naprawdę brakuje nowatorskich pomysłów. Ok, wiem że nie jest łatwo, ale trzeba się starać, bo nawet ulubiona tematyka może obrzydnąć. Ok, w Złym królu przewijają się też utarte schematy: zły chłopiec, super bohaterka – inna, niż wszystkie, niebezpieczeństwo, walka, poświęcenie i tak dalej, ale pojawia się również element niewypowiedzianego sensu. Tak roboczo sobie to nazwałam. Tzn. autorka pozwala nam na odrobinę swobody, Nie wykłada wszystkiego na talerzu, tylko daje delektować się kęsami i decydować, które danie pójdzie najpierw, Nigdy nie wiadomo jak skończy się dany wątek czy tez kolejna akcja, o końcówce powieści nie wspominając. 

Słyszałem, że gdy śmiertelnicy się zakochują, przypomina to odczuwanie strachu. Wasze serca biją szybciej. Zmysły są wyostrzone. Doznajecie euforii, może nawet zawrotów głowy. Zgadza się? Jeśli można jedno z drugim pomylić, to by wiele wyjaśniało, jeśli chodzi o twój rodzaj.

Podoba mi się, oj kurde podoba, że czytelnik jest zaskakiwany. Co chwilę zmienia się zdanie, bo Holly tak zakręci, że już nie wiadomo w co wierzyć. I może być to pogmatwane, ale jest jednocześnie piękne. Nawet teraz się uśmiecham, jak o tym piszę, bo zobaczcie. Kiedy mamy zagadkę, i nie udało się jej rozwikłać, jest zdenerwowanie na własną głupotę, ale również ta ekscytacja z rozwiązywania fabularnego problemu. I na tym bazuje autorka. 

Świat elfów, to nie jest nic nowego, ale bohaterowie to istne perełki w literackim światku. Czy to człowiek czy istota magiczna, ma własne cele do osiągnięcia oraz motywy, którymi się kierują. Zaufanie jest zjawiskiem nikłym, ponieważ wszyscy kręcą. Zapatrzeni w siebie, zniszczą każdego, kto stoi na ich drodze. I jest Jude, która musiała się dostosować do takich warunków. Nie do końca rozumiem jej upór i zmianę na siłę, ponieważ ma zupełnie inny charakter. Mogła by to wszystko rzucić w kąt. Mimo ego, z uporem maniak, brnie w niekończącą się spiralę grzechu, 



Nie powiem, że dostaniecie wielkie arcydzieło, ale dobrze napisaną książkę, przy której spędzicie miło czas. I chyba o to w tym chodzi. Nikt nie oczekuje górnolotnych wzniesień, a ciekawej rozrywki. Zły król to zapewnia. Lawirowanie między watkami, momentami akcji. Niczego nie można być pewnym i należy wszystko poddawać pod wątpliwość. Nic bardziej nie napędza do czytania, niż chęć poznania rozwiązania bolączki zaprzątającej głowę. No powiedzcie, ze tak nie jest. To poczucie, że trzeba wiedzieć jak to się wszystko rozwiąże. Na tym bazują autorzy, nawet jak wprowadzane motywy nie są najbardziej unikatowe. Kilka wieczorów spędzonych z bohaterami. Miło, szybko i przyjemnie. 

Oczywiście, jako wzrokowiec, muszę zwrócić również uwagę na wydanie, które jest bajeczne. Nie ukrywam, że ładne okładki mnie zachęcają, chociaż to nie przez nie decyduję co przeczytam,.Najważniejszy jest opis. Chodzi o to, że przyciągają uwagę, a wtedy próbuję dowiedzieć się czegoś o tytule. Zły król ma piękne barwy i ciekawą grafikę korony wpadająca do wody. Nie ukrywajmy, Jaguar robi bardzo dobrą, wizualna robotę. Zawsze wiem, kiedy będę sięgać po tytuły fantasy. Do tego środek, jest równie ciekawy. Piękne grafiki czy elementy ozdobne są ciekawym urozmaiceniem treści. Moja estetyczna część duszy bardzo docenia takie małe detale. 



Co ja mogę napisać na koniec? Chyba jest dość jasne, że polecam. Zły król obronił się przed klątwą drugiego tomu i jest równie interesujący, jak pierwszy. Można powiedzieć, że bardziej krwawy oraz brutalny. Pozostaje w głowie na długi czas. Nic, tylko brać w swoje łapki i czytać. Niedopowiedzenia i manipulacje Holly Black sprawiły, że książkę czyta się szybko oraz dostaje się pole do własnej interpretacji. Akcja poryw prawie od samego początku do samego końca. I teraz tylko wypatrywać trzeciej części... Szczególnie, że zakończenie... ale to musicie sami odkryć.

Moja ocena: 5/6

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Jaguar.

Czytaj dalej »

piątek, 1 marca 2019

Sowie opowieści: Rebecca Donovan - „Gdybym wiedziała”



Feeria Young to wydawnictwo, które uwielbia ze mną pogrywać. Przez nich odrzucam obowiązki i wszystkie ważne sprawy żeby tylko sięgnąć po kolejną, wydaną powieść. Tym razem padło na pierwszy tom serii Ani słowa od Rebecca Donovan. Autorkę poznałam już przy trzech tomach Oddechów. Były to książki, które rozpłatały mi mózg i wyprały z emocji. Pamiętam, że długo nie mogłam się po nich pozbierać. Dlaczego i tym razem zdecydowałam się na uczuciową lobotomię? Chyba jedna jestem masochistką... 


Cóż, przykro mi to mówić, ale "żyli długo i szczęśliwie" to stek bzdur - iluzja wymyślona po to, aby sprzedawać książki i bilety do kina. Mimo to ludzie chcą - nie, oni muszą - wierzyć, że coś takiego istnieje. Wolą kłamstwa.
Lana nie kłamie. Po prostu nie potrafi – jest szczera do bólu, a to niestety przynosi jej więcej cierpienia niż pożytku. Każda kobiet z jej rodziny ma jakąś cechę, która wyróżnia je na tle innych. Matka głównej bohaterki jest ufna do bólu, co sprowadza na nią ciągłe cierpienie. Dlatego jej córka chce być inna. Nie ma ochoty na łzy i rozgoryczenie – pragnie żyć według własnych zasad. Godna pochwały cecha sprowadza na nią nie lada kłopoty. Dziewczyna jest świadkiem wydarzeń, które zakrawają na przestępstwo, a ona postanawia milczeć. Dla dobra siebie, przyjaciół, osób jej bliskich. Prawdomówność może jej wcale nie pomóc, a wręcz przeciwnie – nikt jej nie uwierzy. Przez taki splot wydarzeń trafia do przedziwnej szkoły gdzie będzie musiała nauczyć się na nowo żyć, ponieważ nie jest to zwykłe miejsce. Pełne sekretów, tajemnic – zdecydowanie to nie miejsce dla Lany - tylko czy na pewno? Czy odnajdzie się w nowej rzeczywistości? Czy osoba odpowiedzialna za jej cierpienie poniesie karę? Czy trafiła do nowej szkoły przypadkiem? 


Znamy to z autopsji. Wszyscy wkoło mówią, że szczerość jest dobra, pytają o zdanie, chcą wiedzieć co sądzę – do czasu... Kiedy odpowiedź nie pokrywa się z ich oczekiwaniami, pojawia się ból, cierpienie, wściekłość, obraza i przysłowiowy dąs z przytupem. Nie da się tego nazwać inaczej. Ludzie niby chcą znać prawdę, ale tylko tą ładną, pasująca im i obwiązaną różową wstążeczką, a ja tak nie lubię. Nie znoszę półprawdy. Jeśli nie chcesz czegoś wiedzieć – po prostu nie pytaj. Jestem zadziorna, wredna, złośliwa i nieprzewidywalna. Czasem sama siebie zaskakuje. To nas z Laną łączy, ale reszta różni. Ona jest filigranowa, jasnowłosa. Do tego ćpa, imprezuje co wieczór, jest lepem na kolesi i uwielbia ich zmieniać jak rękawiczki. Nie wiąże się w damsko-męskie relacje i ma dwie zaufane przyjaciółki. Mimo że jest tak konkretna oraz zabójcza, to wie też kiedy się zamknąć – dla dobra ogółu. Właśnie to ostatnie wpędza ją w kłopoty, które Rebecca Donovan opisała w swojej książce. 


Nie chcę do nikogo należeć. Nie jestem niczyją własnością. Tak wiele razy byłam świadkiem, jak jedna osoba zatraca się w drugiej. Nie identyfikuje się już jako osobny człowiek, ale jako my. Dopóki jedno z nich nie oznajmia, że my to za mało i odchodzi, bo w końcu zawsze tak się dzieje. Ja nie zatracę się w nikim. Dzięki temu, kiedy ten ktoś odejdzie, nie zabierze mnie razem z sobą.
I tak przechodzimy do części, która zaskoczyła mnie najbardziej. Czytam sobie czytam, a tu nagle koniec oraz podziękowania. Ale jak to, po 150 stronach? Halo, halo, ja przepraszam bardzo! Okazało się, że pierwsza część to wcześniejsze opowiadanie twórczyni, które rozwinęła. Zachowała je w pierwotnej wersji, ponieważ stwierdziła, że będzie to bardzo dobre wprowadzenie - tym sposobem podziękowania pokazały się już w mniej niż połowie książki. Zaskakujące – tak, fajne – tak, coś nowego – zdecydowanie. Druga część miała być tak samo magiczna oraz wciągająca jak pierwsza i była, ale tylko w pewnym stopniu. Pani Donovan przenosi nas do szkoły, która była wspomniana trochę wyżej. Niestety wchodzimy w utarte już schematy takich miejsc. Na pewno czytaliście niejeden tytuł, który opierał się na pewnych punktach. Ona, zagubiona i niewiedząca co się dzieje - pojawia się w tajemniczej akademii, która spowita jest tajemnicą. Pełno tu mroku, zagadek, ukrytych przejść oraz zasad. Do tego trzeba dorzucić parę męskich ciasteczek, niewyjaśnione wydarzenia i bam – mamy książkę. Czemu, ach czemu ona poszła tą drogą, a nie tamtą. Pierwsza część była powiewem świeżości, tajemnicza, wartka, z ciekawą intrygą. Po przeczytaniu pierwszych podziękowań myślałam, że tak będzie dalej. Niestety trochę się przeliczyłam. 



W pewnym momencie nie wiedziałam co się dzieje, bo tematyka tajemniczej palcówki jest fajna, ale totalnie nie pasująca do całości. Wiele scen jest przeciągniętych jak guma od majtek. Nie mogłam odpędzić od siebie wrażenia, że twórczyni sama nie wie jak dalej poprowadzić fabułę dlatego tkwimy w całkiem ciekawej historii, ale miejscami nużącej. Popatrzcie, ile razy można czytać o zagubieniu w nowym miejscu? Na początku tak, a potem już jakoś człowiek się dostosowuje - Lana ciągle nie wie co się dzieje. Do tego jej kontakt z innymi bohaterami wychodzi czasem karykaturalnie, jakby nie była to ta sama bohaterka. Zmiana miejsca zamieszkania odebrała jej osobowość. 

Zakończenie jest otwarte i daje szansę na wiele możliwości. Mam nadzieję, że Rebecca Donovan pokaże na co ją stać, a fabułę poprowadzi ciekawiej niż drugą część. Naprawdę trzymam kciuki za serię Ani słowa. Wiem, że może być naprawdę dobrze. Czytałam Oddechy, a i Gdybym wiedziała daje nadzieję na mocną kontynuację. Gdyby tylko wrócić do pierwszego planu i troszkę go podkręcić. Wtedy nie pojawi się jakiś tam odgrzewany kotlet mielony, a rasowy schabowy w pysznej panierce.


Miłość to nie jest coś, czego można się trzymać albo określić jako coś namacalnego. Istnieje, bo my nią jesteśmy. To istota nas samych.

Polecam? Tak, myślę że seria ma naprawdę silne podstawy, potencjał. Bohaterka jest godna uwagi, wątki ciekawe, akcja zaskakuje, a relacje damsko-męskie nieprzesłodzone. Może odrzucać trochę wszędobylski alkohol, seks i rock&roll, ponieważ powieść opisuje życie 15-16 latków, a Lana do grzecznych dziewczynek nie należy. Mimo wszelkich minusów czuję, że będzie dobrze i wyczekuję drugiego tomu! 







Moja ocena: 4/6
Za książkę dziękuję:



Czytaj dalej »

środa, 20 lutego 2019

Sowie opowieści: Mona Kasten - „Save me"


Kiedy widzę taką okładkę, moje serce szybciej zaczyna bić! Tak, jestem sroką i jak coś błyszczy, moja głowa odwraca się w tamtą stronę, niczym pod wpływem zaklęcia. Front Save me jest po prostu piękny! Wiem, że nie powinno się oceniać książki po okładce, ale jak cieszy oko, to jest to dodatkowy plus. Za ciekawą fasadą kryje się historia pięknego i bogatego mężczyzny oraz skromnej kobiety, kojarząca się trochę z opowieścią o Kopciuszku. Która z nas nie wyobrażała sobie choć raz, że tajemniczy książę dostrzega właśnie ją i zabiera do świata pozbawionego zmartwień? 

Zazwyczaj przebaczenie to reakcja na krzywdę. Ale nawet jeżeli człowiek wybaczy drugiej osobie ból, który mu sprawiła, to jeszcze nie oznacza, że ten ból po prostu zniknie. Dopóki trwa, wybaczenie jest błędem.

Ruby Bell to biedna dziewczyna, która dostała stypendium w prestiżowej szkole. Maxton Hall to placówka dla elity. Uczą się w niej najbogatsi. Wszyscy jeżdżą luksusowymi brykami, kasy mają jak lodu, a imprezy to dla nich praktycznie każde popołudnie. Główna bohaterka jest zupełnie inna. Chociaż temperamentu jej nie brakuje, to nie ciągnie jej do błyszczących rzeczy. Chce zrobić swoje i dostać dyplom, aż trafia się on...James Beaufort. Król szkoły, przywódca elity, podrywacz, imprezowicz... Taki typ chłopaka, za którym większość lasek się ogląda, a kolesie chcą być tacy jak on. Ona marzy o prestiżowych studiach, a on o imprezie. Totalne przeciwieństwa. Nawet za specjalnie nie widują się na korytarzach, aż do pewnego dnia. Ruby odkrywa sekret rodziny Jamesa, który mógłby ich zniszczyć. Od tego czasu chłopak pilnie ją obserwuje i nie może dopuścić żeby się wygadała. Ich relacje się zacieśniają, a dziewczyna coraz bardziej się do niego zbliża. Czy da radę dalej być obojętna, a może przystojniak na dobre skradnie jej serce? 


Zacznijmy może od bohaterów. Ruby jest szalenie ambitną dziewczyną, która planowanie ma na poziomie eksperta. Wszystko poukładane i oznaczone. Od dawna wie czego chce oraz do tego dąży. Swoje cele stawia na pierwszym miejscu. Cały czas pracuje nad doskonaleniem siebie, żeby tylko dostać się na Oksford. Sprawę utrudnia jej fakt, że nie jest majętna i miała utrudniony start, dopóki nie dostała prestiżowego stypendium. Poza tym jest cicha, ale kiedy trzeba – zadziorna. Nie daje sobie w kasze dmuchać. Życie towarzyskie odłożyła na boczny tor i nie chce rzucać się w oczy, dlatego ma jedna przyjaciółkę o imię Lin. Widać, że podbije kiedyś świat. I tak sobie żyłą w szkole przez dwa lata do czasu, aż James ja dostrzegł. 

Może właśnie to pociągało mnie w niej od samego początku. Ona bierze swój los we własne ręce, a ja jestem tylko pionkiem na planszy.
Ona żyje, ja tylko egzystuję.
Nie pasujemy do siebie.

James to typ podrywacza, który w miarę czytania książki udowadnia, że to tylko fasada. Nie brak mu pewności siebie, ale nie jest bez serca. Ma objąć władzę nad rodzinnym biznesem i wydaje się jakby całe jego życie było zaplanowane – bez konsultacji z samym zainteresowanym. Musi działać pod dyktando ojca. A w środku po prostu się dusi od nadmiernych oczekiwań. 

Tak zupełnie różne osoby, a jednak coś ich połączyło. W miarę czytania odbiorca poznaje ich uczucia, rozterki oraz troski. Oczywiście ostatecznie chcą być razem, ale na ich drodze staje wiele skomplikowanych sytuacji, rodzina chłopaka, cele Ruby. Z książki można dowiedzieć się, że nie wystarczy chcieć żeby coś osiągnąć. Trzeba zaciekle o to walczyć. Nie brak tu scen wywołujących śmiech, ale również łzy wzruszenia. Najlepsze jest to, że Ruby jest taka jakiego gra James. Zna swoją wartość i nie boi się walczyć o to, czego pragnie. On z kolei wydaje się wyluzowany, ale w środku to niepewny siebie chłopak. 


Mona Kasten nie stworzyła oderwanego od rzeczywistości świata, jakby mogło się wydawać. Relacja bohaterów nie jest pozbawiona realizmu, a wiele scen może przydarzyć się w codziennym życiu. Oczywiście jest tu przepych, ale mam wrażenie, że głównie dla podkreślenia niektórych wątków. 

Fabuła jest poprowadzona bardzo zgrabnie. Nie ma zbędnych zapychaczy tekstu, a każda scena jest prowadzona w jakimś konkretnym celu i dodaje smaczku historii. Bardzo szybko się czyta oraz jeszcze szybciej żałuje, że się skończyło. Trafiłam na kilka scen, które wywołały u mnie lekki skręt kiszek, ale nie rzucają się bardzo w oczy i szybko się o nich zapomina. Postacie drugoplanowe są uzupełnieniem treści oraz często się pojawiają. 



Podoba mi się i mam nadzieję, że będę mogła sięgnąć po kontynuację historii Ruby i Jamesa. Mimo szkolnego przepychu, to bohaterowie nie są odrealnieni. Typowe nastolatki, tylko z trochę większą kasą. Zakończenie szokuje i wywołuje chęć dalszego czytania. Po prostu chce się wiedzieć, czy wszystko dobrze się skończy. 



Moja ocena: 4/6 

Dziękuje za egzemplarz Wydawnictwu Jaguar.

Czytaj dalej »

piątek, 25 stycznia 2019

Sowie opowieści: Marisha Pessl - „Neverworld Wake"


A gdyby tak wpaść w niekończąca się spiralę absurdu, która ciągle i ciągle rozgrywa się tak samo? Co pierwsze przychodzi na myśl? Dzień dobry Dniu świstaka. Zapętlenie się dnia jest tematem pojawiającym się w literaturze, filmie czy serialach, ale za każdym razem mnie intryguje. Bo tak się zastanawiam: co ja bym zrobiła, jakby dzień był ciągle ten sam? Już czuję ten ból głowy. Kolejny raz wzmianka o czasie pojawia się w Neverworld Wake, a tego zagadnienia podjęła się Marisha Pessl. 

Jesteśmy antologiami. Każdy z nas liczy tysiące stron, wypełnionych baśniami i poezją, tajemnicami i tragediami, zapomnianymi opowieściami upchniętymi gdzieś na końcu, których nikt nigdy nie przeczyta.

Piątka przyjaciół trafia do tego samego dnia, tajemniczego domu i dziwnego czasu, w którym nie chcą być. Życie Beatrice zmieniło się po śmierci Jima, jej chłopaka. Zgrana paczka nagle się rozpada, a dziewczyna ucieka z miasteczka. Po roku wraca do nadmorskiej posiadłości, o nazwie Wincroft, która była ich azylem. Paczka znowu razem, czasie się cieszyć! Ale czy na pewno? Główna bohaterka chce poznać odpowiedzi na dręczące ją pytania. Nadal nie wyjaśniono dlaczego Jim nie żyje. Policja jest bezsilna i cały czas twierdzi, ze to samobójstwo. Dziewczyna czuje, że przyjaciele nie byli z nią szczerzy i wiedzą znacznie więcej na temat śmierci Jima. Wszyscy mają sekrety. Następnego dnia rano, po burzliwym wieczorze, na progu domu staje mężczyzna, który przekazuje im dziwną informację. Znaleźli się w pętli czasu, a sposób na wydostanie się jest bardzo prosty – tylko jedno z nich może przeżyć. Jak postąpią dawni przyjaciele? Kto okaże się sprzymierzeńcem, a kto wrogiem? Czy uda im się pokonać zapętlony czas? 

Proszę Państwa, czas pobawić się czasem i przestrzenią, dorzucając trochę intrygi i ludzkich namiętności. Neverworld jawiło mi się jako ciekawa opowieść dla nastolatków, która będzie miły przerywnikiem w pracy. Dostałam jednak intrygującą opowieść o piątce przyjaciół, którzy muszą zdecydować o swoim losie. Jakie decyzje podejmą zależy tylko od nich. Bohaterowie są wyraziści, akcja wartka, a czytelnik z treści wynosi kilka lekcji o życiu. 



Przez jeden błąd bohaterowie trafiają do Nieświata. Jest to przestrzeń zawieszona między życiem, a śmiercią. Właśnie tam rozgrywa się akcja i pojawia wiele dylematów. Autorka stworzyła ciekawe miejsce, w którym bawi się czasem i motywem śmierci. Niby wtórny schemat, ale przedstawiony bardzo ciekawie oraz obrazowo. Postacie powtarzają kilka godzin przed wypadkiem, w którym brali udział. Dziwny mężczyzna mówi, że mają zdecydować kto przeżyje, a oni na początku biorą to za dziwny żart. Dopóki dzień się nie powtarza... 

Bardzo podoba mi się przedstawienie bohaterów. Autorka nie zrobiła z nich krystalicznie czystych postaci. Nie można powiedzieć, że ona jest zła, a on dobry. Każdy ma coś za uszami i tylko od odbiorcy zależy kogo polubi, pomimo wad. Czytelnik obserwuje jak zmagają się z rozterkami. Podejmowane przez nich decyzje nie zawsze są racjonalne. Dużo tu zwrotów akcji, ucieczek, wściekłości, wyrzutów i chęci przeżycia. Kiedy oszukanie losu wydaje się niemożliwe – pogodzenie się z sytuacją. Strasznie lubię bohaterów z wadami, ponieważ wydają się bardziej ludzcy. 

Jest świetlikiem w mojej głowie
niewypowiedzianym słowem
obrazem w pamięci,
który żyje wbrew śmierci.
I nawet gdy ciemność zapadnie
ona w echu ciszy
będzie istnieć dalej.

Fabuła rozwija się miarowo, ale na początku trochę nuży i ma się ochotę przerzucić kartki, żeby tylko zaczęło się coś dziać. Książka jest bardzo wciągająca, ale dopiero od pewnego momentu. Muszę przyznać, że jest dużo intrygujących sytuacji. To jest ten typ lektury, której nie chce się odkładać, a jednocześnie wiedzieć jak skończy się historia. Motyw zapętlenia czasu to strzał w dziesiątkę. 

A do akcji wracając, jest jej naprawdę dużo. Ówczesne perypetie przeplatają się z tymi sprzed roku. Znowu powraca moment śmierci Jima oraz kilka faktów związanych z jego życiem. Beatrice prowadzi własne śledztwo, żeby przekonać się kto zabił jej ukochanego. Sama jednak też coś ukrywa. Im dalej człowiek wczytuje się w fabułę, tym więcej wie. Dowiaduje się o ciemnych i mrocznych sprawkach przyjaciół. Powoli układa całość w głowie, ale nadal nie jest pewien co się stało. Sukcesywnie odkrywa co wydarzyło się w noc śmierci chłopaka głównej bohaterki. Autorka sprytnie zwodzi i wyprowadza w pole. Powoli wymazuje porter idealnego Jima oraz pokazuje jego drugą stronę osobowości. 


Bardzo szybko można odkryć kto przeżyje, ale to poboczna historia Jima intryguje najbardziej, a rozwiązanie zadziwia. Trzeba przyznać, że Marisha Pessl potrafi zaskoczyć czytelnika i nakłonić do refleksji. Uczynki bohaterów zmuszają do zastanowienia się nad własnymi poczynaniami. Kilka razy dumałam, co bym zrobiła na miejscu bohaterów. 



Polecam! Uważam, że naprawdę warto jest sięgnąć po Neverworld Wake, choćby dla samej potrzeby odkrycia co się stało rok wcześniej. Trzyma w napięciu do ostatniej strony. Jest to powieść skierowana do młodszych i starszych czytelników. Okładka naprawdę zachęca do czytania. Jest barwna, kolorowa i przyciągająca wzrok. Bardzo chętnie obejrzałabym serial na jej podstawie. 



Moja ocena: 6/6 


Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Jaguar.

Czytaj dalej »

środa, 28 listopada 2018

Sowie opowieści: Scott Cawthon, Kira Breed-Wrisley - „Czwarty schowek"


Mój związek opiera się na dzieleniu pasji. Narzeczony to zapalony gracz, a ja jestem maniakiem książkowym. Przekonuje go do czytania, z coraz lepszym skutkiem, a on mnie do grania. Muszę przyznać, że jest parę tytułów przy których potrafię zarwać nockę i to nie jedną. Dlatego też od samego początku wciągnęłam się w serię Five Nights at Freedy's. 

Książki zostały wydane przez twórcę gry o tym samym tytule co seria. Opierają się na kilku grach, które łączą w sobie survival horror oraz przygodówkę gdzie musimy kilkać na elementy. Przeszłam wszystkie i okazało się, że jestem ich fanką. Czwarty schowek jest luźno oparty na wydarzeniach w nich zawarte. 


I wracamy do zakręconego świata gdzie pluszowe misie żyją. John przeżył traumę, a teraz chce jak najszybciej zapomnieć o wydarzeniach, przez które przeszedł. Pizzeria Freddy'ego śni mu się po nocy. Kiedy myśli, że wszystko już za nim, w rodzinnym Hurricane pojawia się nowy lokal. I nic nie byłoby w tym dziwnego, gdyby nie to, że otwarcie zbiegło się z kolejnymi zniknięciami ludzi. Gdzie szukać tych biednych dzieci i kto je porywa? Paczka przyjaciół znowu musi połączyć siły żeby rozwiązać zagadkę. Po drodze odkrywają coraz więcej sekretów, które prowadzą do ojca Charlie, bohaterki wcześniejszych tomów. Czy naprawdę zginęła, a może wszystko to jedno wielkie kłamstwo? 


Ostatni tom to swoiste zamknięcie całości. Wzbraniałam się przed przeczytaniem jej, ponieważ nie chciałam zakończyć przygody. Może i gry są dobre, ale książki to małe dzieła sztuki. Tyle tu pokręconej logiki, zagadek, mrocznych wątków oraz zaskakujących wydarzeń. Każdy kolejny tom wbijał mnie w fotel, a ja brnęłam w tej psychodelii. Zawsze kończyło się z mózgiem na ścianie, a ja siedziałam z otwartą paszczą, bo ja przepraszam bardzo – co tu się właśnie stało? Po tym poznaję dobra pozycję – kiedy nie mogę się pozbierać przez dłuższy czas, to wiem, że było warto. 


John przejmuje stery powieści, to on jest głównym bohaterem. Dzięki takiemu zabiegowi mamy szansę odkryć jego odczucia i myśli. Nareszcie możemy też poznać lepiej Jessicę, Marlę, Carltona. Zdecydowanie brakowało mi tego we pierwszej i drugiej częściach. Patrzymy inaczej na wszystkie sytuacje, również te wcześniej opisywane. 

John to bohater, który nie boi się podejmować się ryzyka. Jest mieszanką wariata i rozsądnego chłopaka. Niby się nie da, ale twórcom wyszło to bardzo dobrze. Innie postacie są takie same jak wcześniej. Nie dostali jakiś dodatkowych cech. Jeśli polubiliście ich wcześniej, teraz też tak będzie. 

Trzeci tom czyta się bardzo dobrze, styl pisania się trochę poprawił, jest lepszy niż wcześniej. Z fabułą już nie jest tak dobrze, ponieważ nie zaskoczyła mnie niczym nowatorskim. Poznałam wszystkie zabiegi w Srebrnych Oczach i Zwyrodniałych, więc nie było momentów, które by mnie zszokowały. Wielka szkoda, ponieważ był to bardzo mocny punkt książek. Brakuje mi, że autorzy nie wymyślili nic nowatorskiego, jednak tytuł czyta się tak samo szybko jak poprzednie. 


Co do nowych wątków – pojawiają się i nie napisze o nich za dużo, ponieważ mogłabym wam zepsuć zabawę. Scott i Kira kolejny raz puścili wodzę fantazji oraz zaserwowali ciekawe pomysły – wielki plus. Gdyby tylko dodać do tego nowe schematy, to byłabym w pełni szczęśliwa. 


Cały cykl oceniam bardzo wysoko i uważam, że jest to jedna z lepszych serii sci-fi, fantasy, horror, oparta na grach jakie czytałam (niepotrzebne skreślić). Ostatni tom wzruszał, czasem przestraszył, a nawet rozśmieszył. Zakończenie jest... dobre. Spodziewałam się czegoś lepszego, ale jak już pisałam – poprzeczkę postawiam wysoko. Wszystko zamknęło się w sposób przyzwoity, a ja się z tym pogodziłam. Z całego serducha polecam trylogię, bo nikt nie pożałuje spędzonego z nią czasu. 


Za książkę dziękuję:
Czytaj dalej »

poniedziałek, 12 listopada 2018

Sowie opowieści #70 Natasha Preston - „Będziesz moja"



Walentynki, dzień który jedni kochają, a inni wręcz nienawidzą. Wszechogarniająca słodycz, czerwień, serduszka oraz miłość, potrafią przytłoczyć lub wprowadzić w radosny nastrój. Natasha Preston wykorzystała właśnie ten dzień, jako tło swojej najnowszej książki – Będziesz moja. Po przeczytaniu opisu wiedziałam, że muszę zapoznać się z powieścią. Autorkę lubię od dawna i mocno jej kibicuje. Silence nie było najlepsze, oczywiście w moim odczuciu, ale Uwięzione i Skrzywdzona, to dobre pozycje rynkowe. Pomysły, które wykorzystuje w swoich tytułach bardzo wpasowują się w mój gust. Wykorzystuje rozwiązania nietypowe i nowatorskie - jeszcze się z takimi nie spotkałam. Opisywane historie są kierowane do młodzieży, ale mają w sobie dużo mroku, niebezpieczeństwa, tajemnic oraz pazura. Połączenie kryminału, psychologicznego thrillera, a wszystko osadzone w nastoletnich klimatach. Autorka zawsze odpowiednio dozuje napięcie. Czy w przypadku Będzie moja tez tak było? 


Powieść zaczyna się od zwykłego wyjścia na imprezę, która ma być udana jak zawsze. Główna bohaterka Lylah nie lubi walentynek, ale postanawia pójść i dobrze się bawić. Odrzucić codzienne problemy oraz złapać dystans do codziennych problemów. Oczywiście jeśli jest ona, to musi być także i on – Chace. Dziewczyna przyjaźni się z nim od dawna, ale liczy na coś więcej. Obawia się, że chłopak nie jest zainteresowany i ma nadzieję sprawdzić to tego wieczoru. 

Tuż przed wyjściem znajdują tajemniczą kopertę adresowaną do przyjaciela - Sonny'ego. Zawiera groźby, ale traktują to jako głupi żart. Wychodzą się bawić, a następnego dnia Sonny znika bez śladu. Pojawia się drugi list o treści: Twoja kolej... Na kogo trafi tym razem? Czy współlokatorzy rozwiążą zagadkę przed następnym uprowadzeniem? Kto jest sprawcą całego zamieszania? Czy uda im się przeżyć te walentynki? 



Kochani, ile ja czekałam na kolejną pozycję od Natashy Preston! Każda styczność z jej twórczością sprawia mi radość, mniejszą lub większą. Dawno nie spotkałam kogoś, kto tworzy w tak dziwny, pokrętny i specyficzny sposób. Nie ma siły, która odciągnie mnie od czytania jej książek. Tym razem też tak było. Uff, całe szczęście. Zawsze jest jakiś cień niepokoju, że tym razem się rozczaruje, a moja różowa bańka mydlana pęknie. Na szczęście było inaczej, a ja oddałam się tekstowi na jakiś czas. Autorka spełniła wszystko to, czego oczekiwałam. Co lepsze, dała nawet parę dodatkowych smaczków, które mnie zaskoczyły. 

Natasha rozwinęła swój kunszt pisarski i to naprawdę widać. Tworzy bardziej pokręcone historie. Tajemnice są jeszcze bardziej zagmatwane – naprawdę ciężko jest stwierdzić kto jest sprawcą/sprawczynią. Miałam swoje typy, ale nie byłam do samego końca pewna jak to wszystko się skończy. Wielkie brawa za lekkie wyprowadzenie mnie w pole, co ostatnio jest ciężkie do zrobienia. Ciągle analizowałam każdą sytuację, zdarzenie, gest, słowo. Tak się wkręciłam, że prawie zapomniałam pójść do pracy... 


Wszystko przez to, że bohaterowie zostali naprawdę dobrze wykreowani. Każdy z nich miał inny charakter, którym mógł tylko zwodzić czytelnika. Jak zapewne wiecie, nawet cicha myszka potrafi stać się tygrysem w sprzyjających warunkach. Wszyscy byli podejrzani, a ja przyglądałam się im z wielką uwagą. Każde niedomówienie, dziwne zachowanie, nieodpowiednie słowa mogły wskazywać sprawcę. Najgorsza, w takim przypadku jest więź z bohaterami. Nie ma takiej siły, która powstrzyma mnie przed polubieniem jakiejś postaci i tu powstaje dodatkowy problem. Jeśli kogoś darzę sympatią, to mogę być nieobiektywna. Próbowałam zepchnąć wszystkie uczucia na dalszy plan oraz z dystansem podchodzić do tekstu. Jeśli komuś zaufam, to jak mogę podejrzewać, że jest winny tych niecnych czynów? Mimo wszelkich starań maksymalnie wkręciła się w opisywana historię i żyłam wśród bohaterów. Emocje sięgały zenitu, napięcie rosło z każdą stroną, a ja cały czas myślałam: jak to się stało, że ona kolejny raz stworzyła coś tak dobrego? 


Autorka świetnie poradziła sobie z całą historia. Nie zauważyłam żadnych nieścisłości albo nielogicznych zachowań. Każda decyzja wynikała z przemyśleń oraz wcześniejszych wydarzeń. Po zamknięciu książki nada nie mogłam uwierzyć w takie zakończenie. Trochę się go spodziewałam, ale mimo wszystko dało do myślenia. 

Będziesz moja to książka, która jest pozycją obowiązkową dla fanów powieści z dreszczykiem. Dobra historia, poparta świetnym stylem pisarskim – nie można tego przegapić. Mroczna, uzależniająca, wciągająca, pełna niebezpieczeństw i mroku. Myślę, że to nie ostatnie słowo, jakie Natasha Preston powiedziała. Czekam na następne pozycję, które, mam nadzieję, będą tak samo świetne, a nawet i lepsze. Jestem chyba jej najwierniejszą fanką.






Moja ocena: 6/6

Za książkę dziękuję:


Czytaj dalej »