czwartek, 5 marca 2015

Sowie opowieści #1 Michelle Hodkin - Mara Dyer. Tajemnica

    Pierwsza recenzja :) Pełna wielkiej wiary i dobrych chęci zabieram się za zachęcanie do przeczytania książek, które wywarły na mnie wrażenie, wpływ, wryły w ziemię, przybiły, dobiły, zachwyciły, czyli takie które wzbudziły we mnie emocje. I to niemałe :)
Trochę się zastanawiałam o czym będzie premierowa recenzja i traf padł na Marę. Dlaczego? Ze względu na pokręcona psychikę owej książki oraz moją wielką sympatię i szacunek dla YA tu czytam. Kocham, wielbie, całuje ziemię po której stąpają. Głównie przez ich wielki szacunek
i podejście do czytelników. Ale przejdźmy może do książki, bo o tym mam tu dziś pisać.




Fabuła

     Książka opowiada o zwyczajnej i nieśmiałej dziewczynie imieniem Mara. Zwyczajnej.... Ta, dobre sobie. Budzi się w szpitalu całkowicie zdezorientowana. Nie wie co się dzieje, a co najgorsze, co się działo. Jak się tu znalazła? Co doprowadziło do takiego stanu? Okazuje się, że Mara była w szpitalu psychiatrycznym, który się zawalił i tylko ona, jako jedyna, przeżyła.Całe jej życie wywraca się do góry nogami. Zaczyna widzieć i robić rzeczy, które według niej nie są normalne. Ale czy tak naprawdę to jej wina? Kiedy rzeczywistość jest prawdziwa, a kiedy jest tylko fikcją?
     Wyobraźcie sobie, że budzicie się w sterylnym, białym pokoju. Wokół jest pełno pikających i wyjących urządzeń na miarę następnego odcinka doktor House'a. Dezorientacja, zagubienie, panika, to uczucia, które są Waszymi przyjaciółmi, ponieważ Wasi prawdziwi przyjaciele nie żyją... Kolejny fakt, który trafia do udręczonego mózgu. A teraz pojawia się pytanie - dlaczego? Właśnie, nie wiem dlaczego ! Dlaczego nie pamiętam! Jak można nie pamiętać takiej ważnej rzeczy ? Jak to się stało, że żyję, a oni nie ? Są to pytania, które Mara zadaje sobie non stop. Kolejnym etapem są wizyty i nowi przyjaciele w postaci sympatycznych pastylek. Mają pomóc, ale działają wręcz odwrotnie. Halucynacje się nasilają, paranoja powraca ze zdwojoną siła. Teraz albo nigdy. Mara musi poznać prawdę o wcześniejszych zdarzeniach inaczej kompletnie oszaleje. Dodatkowo nie pomaga jej fakt, ze wszyscy wokół mają ją za szaloną, nawet rodzice. Marcus i Indii myślą, ze przeprowadzka to najlepsze wyjście, jednak nie jest to dobre rozwiązanie. W życiu Mary pojawia się Noah i wszystko nabiera zupełnie innego znaczenia oraz tempa. Cały jej świat wywraca się do góry nogami. Zmiana klimatu, nowe miejsce, nowa szkoła, nowa Mara? Na pewno chce aby tak było, ale nie zawsze chcieć znaczy móc.


Tony cegieł i odłamków betonu zaścielały zalesiony teren. To był obraz kompletnej destrukcji, jakby tornado uderzyło w budynek, pozostawiając rumowisko tak totalne, że trudno było się domyślić, iż kiedyś żyli tam ludzie. - str. 208

Moja opinia


     Dlaczego zdecydowałam się na Marę? Okładka :) Nie da się zaprzeczyć, że jest boska. Nie jestem typem, który ocenia książkę po okładce, ale w tym przypadku wiedziałam, że treść będzie cudna, tak jak obwoluta. Moja pierwsza myśl: muszę ja mieć! Po prostu zadziałało tu pierwsze wrażenie. Nie wiem, dosłownie mnie przyciągała. Hipnotyzująca.... Ale to było tylko wrażenie internetowe. Wyobraźcie sobie co się działo jak weszłam do sklepu. Ślinotok, obłąkany wzrok, spojrzenie na chłopaka: jak nie kupisz to koniec z nami (macie rację, nie ryzykował :)). Ludzie patrzyli na mnie jak na wariatkę, ale jeśli dostaje się coś, na co czekało się bardzo długo, to można zwariować.Nie wiem dlaczego na mnie tak zadziałała. Może dlatego, że gama kolorystyczna jest idealna. Połączenie szmaragdu, bieli i złota po prostu mnie dopadło. Nie chciało puścić. Dodatkowy fakt, że można ja interpretować na wiele sposobów,
w zależności od punktu patrzenia. Następnie sama Mara, która jest tak eteryczna, wiotka
i cudowna, dosłownie uzależniona od ramion Noah. Polegająca na nim. Wydaje się, że gdyby go tam nie było to od razu by utonęła. Wiem, ze może wydaję się płytka, ale kocham okładkę za jej piękno i dobrze mi z tym Tak na marginesie, następnym etapem było oczywiście wąchanie :P



Oddech uwiązł mi w gardle, kiedy tak patrzył na mnie spod zasłony swoich rzęs, doprowadzając mnie niemal do dygotu. - str. 161

     Kolejnym etapem wtajemniczenia było rozszyfrowaniem treści. Tajemnica? O tak, poproszę. Nie wiem jak inni ludzie czytają tego typu książki, ale ja wchodzę w fabułę, gdzie jest jakaś tajemnica, do rozwiązania. Czerpie z tego co się dzieje. Nie potrafię się oderwać i sama podczas czytania wysnuwam swoje teorie o tym co się stało i co się może stać. Taka moja prywatna heroina, której nie rzucę, ponieważ jest zdrowa, a że ciekawość to pierwszy stopień do piekła..... cóż, przynajmniej będę miała ciepło w pokoju .
     Nie przeczę, że sama Mara, na samym początku, troszkę mnie wkurzała. Tak zagubiona, taka nieszczęśliwa. Można się nad sobą użalać, ale wszystko ma swoje granice. W pewnym momencie trzeba się podnieść, otrząsnąć i działać.I tu mnie bohaterka nie zawiodła, najpierw przeszła przez swoja traumę, a potem zaczęła rozwikływać dlaczego dzieją się takie, a nie inne rzeczy w jej życiu. Jej mama nie pomagała w tym ani trochę. Zdaję sobie sprawę, że chroniła córkę, ale robiła to w taki sposób, że moja mama przy niej to anioł. Nadopiekuńczość jest gorsza niż.... wszystko! Trzeba dać tez możliwość działania samodzielnego.

W jednym momencie wgniatał mnie w ścianę, aż pomyślałam, że się w nią wtopię.
W następnym sam znalazł się w pułapce szpitalnej sali. Razem ze mną. Ale już nie byłam ofiarą. On nią był. - str. 340
     Bardzo dużym, pozytywnym aspektem, jest fakt, że możemy nawiązać więź z Marą. Zwraca się bezpośrednio do nas. Opowiada o swoich przeżyciach. Można odczuć, to co ona czuje. Dla mnie jest to wielki plus. Kiedy mogę identyfikować się z głównym bohaterem, teraz czuję jakbym wchodziła w świat opisywany.
     Duży, ogromny, galaktyczny plus za wątek miłosny. Boże nawet nie wiecie jak lubię wątki miłosne, ale takie odpowiednio stonowane. A miłość Mary i Noah nie gra pierwszych skrzypiec. Nie przyćmiewa wszystkiego. Jest wtopiona w historii. Nie ma niepotrzebnego jedzenia sobie z dzióbków i rzygania tęczą na prawo i lewo.
     Jestem wdzięczna wszystkim osobom, którzy przyczynili się do powstania owej książki
i którzy pozwolą nam w następnych tomach zagłębiać się w świat Mary. Nie powiem, że jest to jedyna
z książek od której nie mogłam oderwać się w moim życiu, ale plasuje się w zdecydowanym top 3. Dokładnie, to jest książka przez którą musiałam poprawiać magisterkę po nocy. Stała się moim powietrzem i moim priorytetem. Stała się moim najważniejszym punktem dnia. Dziękuję Wam 
za zarażenie mnie Marą. Sprawiliście mi mega radość i wydobyliście uczucia, o których wcześniej nie miałam pojęcia. Kocham Was miłością bezwarunkową. Proszę zarażajcie mnie dalej. Zaszczepioną mam Marę w głowie na zawsze. Ciągle o niej myślę
. A tak od siebie powiem, że chcę więcej i więcej i więcej ...
Ocena 6/6


Czołem sowy. High Wing :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz