środa, 28 listopada 2018

Sowie opowieści: Scott Cawthon, Kira Breed-Wrisley - „Czwarty schowek"


Mój związek opiera się na dzieleniu pasji. Narzeczony to zapalony gracz, a ja jestem maniakiem książkowym. Przekonuje go do czytania, z coraz lepszym skutkiem, a on mnie do grania. Muszę przyznać, że jest parę tytułów przy których potrafię zarwać nockę i to nie jedną. Dlatego też od samego początku wciągnęłam się w serię Five Nights at Freedy's. 

Książki zostały wydane przez twórcę gry o tym samym tytule co seria. Opierają się na kilku grach, które łączą w sobie survival horror oraz przygodówkę gdzie musimy kilkać na elementy. Przeszłam wszystkie i okazało się, że jestem ich fanką. Czwarty schowek jest luźno oparty na wydarzeniach w nich zawarte. 


I wracamy do zakręconego świata gdzie pluszowe misie żyją. John przeżył traumę, a teraz chce jak najszybciej zapomnieć o wydarzeniach, przez które przeszedł. Pizzeria Freddy'ego śni mu się po nocy. Kiedy myśli, że wszystko już za nim, w rodzinnym Hurricane pojawia się nowy lokal. I nic nie byłoby w tym dziwnego, gdyby nie to, że otwarcie zbiegło się z kolejnymi zniknięciami ludzi. Gdzie szukać tych biednych dzieci i kto je porywa? Paczka przyjaciół znowu musi połączyć siły żeby rozwiązać zagadkę. Po drodze odkrywają coraz więcej sekretów, które prowadzą do ojca Charlie, bohaterki wcześniejszych tomów. Czy naprawdę zginęła, a może wszystko to jedno wielkie kłamstwo? 


Ostatni tom to swoiste zamknięcie całości. Wzbraniałam się przed przeczytaniem jej, ponieważ nie chciałam zakończyć przygody. Może i gry są dobre, ale książki to małe dzieła sztuki. Tyle tu pokręconej logiki, zagadek, mrocznych wątków oraz zaskakujących wydarzeń. Każdy kolejny tom wbijał mnie w fotel, a ja brnęłam w tej psychodelii. Zawsze kończyło się z mózgiem na ścianie, a ja siedziałam z otwartą paszczą, bo ja przepraszam bardzo – co tu się właśnie stało? Po tym poznaję dobra pozycję – kiedy nie mogę się pozbierać przez dłuższy czas, to wiem, że było warto. 


John przejmuje stery powieści, to on jest głównym bohaterem. Dzięki takiemu zabiegowi mamy szansę odkryć jego odczucia i myśli. Nareszcie możemy też poznać lepiej Jessicę, Marlę, Carltona. Zdecydowanie brakowało mi tego we pierwszej i drugiej częściach. Patrzymy inaczej na wszystkie sytuacje, również te wcześniej opisywane. 

John to bohater, który nie boi się podejmować się ryzyka. Jest mieszanką wariata i rozsądnego chłopaka. Niby się nie da, ale twórcom wyszło to bardzo dobrze. Innie postacie są takie same jak wcześniej. Nie dostali jakiś dodatkowych cech. Jeśli polubiliście ich wcześniej, teraz też tak będzie. 

Trzeci tom czyta się bardzo dobrze, styl pisania się trochę poprawił, jest lepszy niż wcześniej. Z fabułą już nie jest tak dobrze, ponieważ nie zaskoczyła mnie niczym nowatorskim. Poznałam wszystkie zabiegi w Srebrnych Oczach i Zwyrodniałych, więc nie było momentów, które by mnie zszokowały. Wielka szkoda, ponieważ był to bardzo mocny punkt książek. Brakuje mi, że autorzy nie wymyślili nic nowatorskiego, jednak tytuł czyta się tak samo szybko jak poprzednie. 


Co do nowych wątków – pojawiają się i nie napisze o nich za dużo, ponieważ mogłabym wam zepsuć zabawę. Scott i Kira kolejny raz puścili wodzę fantazji oraz zaserwowali ciekawe pomysły – wielki plus. Gdyby tylko dodać do tego nowe schematy, to byłabym w pełni szczęśliwa. 


Cały cykl oceniam bardzo wysoko i uważam, że jest to jedna z lepszych serii sci-fi, fantasy, horror, oparta na grach jakie czytałam (niepotrzebne skreślić). Ostatni tom wzruszał, czasem przestraszył, a nawet rozśmieszył. Zakończenie jest... dobre. Spodziewałam się czegoś lepszego, ale jak już pisałam – poprzeczkę postawiam wysoko. Wszystko zamknęło się w sposób przyzwoity, a ja się z tym pogodziłam. Z całego serducha polecam trylogię, bo nikt nie pożałuje spędzonego z nią czasu. 


Za książkę dziękuję:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz