poniedziałek, 27 listopada 2017

Sowie opowieści #55 Daniel O'Malley - Wieża [Przedpremierowo]



Są w życiu sytuacje, które potrafią zmienić jego bieg. Coś, co jest pewnikiem, nagle staje się zagadką. W takich momentach zadaję sobie pytanie: czy ja tak naprawdę wiem, co się wokół mnie dzieje? Przyjaciele stają się wrogami, a sprawianie ból to dla nich chleb powszedni. Czy cokolwiek jest pewne, skoro człowiek aż tak się pomylił? A co by się stało, jakby była szansa urodzić się na nowo. Nowy start, świeże spojrzenie. Sprawa komplikuje się, kiedy wracamy nie jako noworodek, a dorosła osoba, która ma moc i sporo na głowie. 

- Dlaczego przystojni faceci zawsze są gejami?- Ech - mruknęła Myfanwy. Albo wampirami.



Fabuła 

Myfanwy Thomas urodziła się na nowo, a raczej obudziła w obcym dla siebie ciele. Londyński park, to nie jest najlepsze miejsce na odpoczywanie. Szczególnie, że otaczają ją nieruchome ciała w lateksowych rękawiczkach. Co ona tu robi? Kim jest i dlaczego nic nie pamięta? Kobieta musi odkryć kim jest żeby przeżyć. 

Główna bohaterka ma dwa wyjścia: uciekać lub wcielić się w postać poprzedniego wcielenia. Jej poprzedniczka zostawiła szczegółowe instrukcje, notatki, plan działania. Wizje jej śmierci sprawiły, że miała dużo czasu na opracowanie planu. I tak opisała każdy aspekt swojego życia. Czy nowa Myfanwy idealnie ją zastąpi? Bycie Wieżą to bardzo odpowiedzialne stanowisku, na którym musi sobie radzić z paranormalnymi sytuacjami, byłą opiekunkę nawiedzającą ją podczas snu, Figurę o czterech ciałach czy też innymi, wysoko postawionymi ludźmi. Czy kobieta poradzi sobie wiedząc, że w organizacji jest morderca czyhający na jej życie? 

Przebiegłą palcami po płaszczach, i rażona nagła myślą, wsunęło dłoń do wewnętrznej kieszeni, Wyciągnęła dwie koperty, starannie napisane Do Ciebie i 2.


Moim zdaniem 

 Wielkie oczekiwania, górnolotne słowa i zachwyt – tak odebrałam pierwsza styczność z Wieżą. Ile to tam naobiecywano. Coś nowego, innego, nietuzinkowego. O'Malley sprawi, że wyskoczę ze skarpet. Przekonały mnie tak naprawdę dwa fakty: tematyka urban fantasy oraz Wydawnictwo. Tylko czy wyszło to na dobre? Zaraz się przekonacie. 

Jedno z najdziwniejszych imion książkowych. My..., Myfan...., Myfanwy. Ok, udało się. W mojej głowie, podczas czytania, przybierało zupełnie różne formy. Postać należy do grona, o których lubię czytać. Walczy o swoje kiedy trzeba i nie wpindala się bez potrzeby. Dba o własny interes. Nie jest strachliwą lalunią, ale też nie jest ze stali. Odważna, ale znająca umiar. Typ lubiący spokojne życie. Potrzebuje jednak czasem adrenaliny żeby dobrze funkcjonować. 

Bohaterów drugoplanowych jest dużo oraz nie ma sensu ich wszystkich opisywać. Najbardziej zwraca na siebie uwagę Figura. Jedna dusz, cztery ciała. Dla mnie było to nie do ogarnięcia. Jak cztery osoby mogą być kierowane jednym umysłem? A jednak... Figura jest brutalna i nie daje sobie w kaszę dmuchać. Niebezpieczna oraz nieprzewidywalna. Podczas czytania pałałam do Figury sympatią, ale za chwilę robiła coś takiego, że wyzywam w przestrzeń: dlaczego mi to robisz! Ja Cię lubię,a ty mi tu takie mordercze salta...

Fabuła jest nietuzinkowa. Poszczególne wątki były wykorzystane wcześniej w literaturze. Połączone w jedno tworzą świeży pomysł autorstwa Daniela O'Malleya. Przyznaje, że mnie uwiódł swoim stylem, ale nie po wsze czasy. Pisze rzeczowo, jakby plan w jego głowie właśnie się ujawniał. Mimo bogatego języka, nie spotkałam się z większymi zagadkami albo sformułowaniami wytrącającymi z rytmu. Całość jest logiczna. Oczywiście jeśli przeżyje się pomysł innej duszy w tym samym ciele. Nieoczekiwane zwroty akcji wprowadzają ruch do książki. Dzięki takiemu zabiegowi, nie nudziłam się cały czas podczas czytania. 

Najbardziej do powieści przyciąga tajemnica, którą chce się odkryć. Zagadka do rozwiązania. Jak to się stało, że totalnie różne dusze zamieszkały, po sobie, jedno ciała. Jest to naprawdę niezwykłe zjawisko. Podczas czytania próbowałam wyobrazić sobie jakbym się czuła na miejscu głównej bohaterki. Przyznaje szczerze, że na pewno nie ogarnęłabym się tak szybko jak ona. Cieszę się, iż zdecydowała się pozostać i próbować odkryć kto jest mordercą. Fragmenty, w których przeprowadza własną analizę są najlepsze. Na moich oczach odbywała się przemiana zagubionej kobiety w Wieżę, która wie czego chce. Powracające wspomnienia były realistycznie przedstawione, a nie wydumane na siłę. Cała droga głównej bohaterki jest osadzona w fikcji, ale takiej, która mogła zdarzyć się naprawdę. Kto wie, może niedługo będzie szansa na zamieszkanie innego ciała bez konsekwencji? 

- Cholera - pomyślała. - To trochę za wiele, jak na pierwszy dzień pracy.



Jak to zawsze ja musiałam trafić na uwierający kamyk w moim czytelniczym bucie. Tu nie było inaczej. Jak mnie niemiłosiernie wkurzały opisy. I nie chodzi tu o wszystkie. Przy zgłębianiu działania całej organizacji, przycięłam komarka z dwa razy. Przecież nie wystarczy informacja po co,do czego, kto należy i tyle. O nie, trzeba szczegółowo sięgnąć po informacje z dziada pradziada oraz tłuc o sparciałych korzeniach. O matulu... A to jest tylko jeden przykład. W takich momentach przypominałam sobie slogan z Inspektora Gadżeta i krzyczałam: dalej, dalej mały kundlu (Kindlu). Strony magicznie przyspieszały. Mówię zdecydowane nie przynudzającym opisom. Wiem, że trzeba wprowadzić czytelnika w opisywany świat, ale nie zanudzić. 

Jest jeszcze jedna wada, ale jest tak mała, że tylko o niej wspomnę. Dumania głównej bohaterki są niespójne. Wydaje się, że wpadła już na jeden sposób działania, a za kilka stron znowu rozpatruje za i przeciw. Szczególnie widoczne jest kiedy jej charakter przejmuje kontrole, a ona stara się być dawną wersją noszonego ciała. 



Czy książka jest dobra? Tak! Czy spadły mi gacie i nie wierzyłam w autorski geniusz? Nie... Wieża jest naprawdę ciekawą pozycją urban fantasy, z domieszką psychologicznych zagwozdek oraz tajemnicą w tle. Pomysł z utratą pamięci jest powielony, ale zaprezentowany w zupełnie inny sposób. To wielki plus. Wewnętrzna organizacja jest typową klatką zmów, przekrętów i machlojek. Nadnaturalny charakter nadaje jej smaczku. Nie jest czymś wybitnym, jednak w połączeniu z sytuacją głównej bohaterki – wzbudza zainteresowanie. Wspomniane wcześniej zwroty akcji, nadają ciekawy rytm fabule. Aż podnosiła mi się adrenalina, kiedy nie wiedziałam co za chwilę się stanie. 

Jestem na tak. Ostatecznie. Nie można odmówić talentu Danielowi O'Malley. Mam nadzieję, że jego styl rozwinie się przy następnej powieści. Szczerze na to czekam, bo Wieża narobiła mi smaka na więcej. Jedną z rzeczy, których nie da się pominąć jest ciekawy dowcip. Niewybredne żarty oraz ordynarny sposób bycia sprawia, że chce więcej. Kocham ludzi ironicznych oraz sarkastycznych. 





Moja ocena: 5/6

Za możliwość wcześniejszego przeczytania dziękuję Wydawnictwu Papierowy księżyc!


6 komentarzy:

  1. Brzmi ciekawie, jednak nie sięgnę po książkę w najbliższym czasie, szczególnie że mam dużo innych zaległości :/

    Pozdrawiam jeżowo
    Nikodem z https://zaczytanejeze.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam zaległości, które wcale nie chcą się zmniejszyć :(

      Usuń
  2. Ja czytam tą "Wieżę" i czytam i doczytać nie mogę... PODOBA mi się ale jakoś opornie mi idzie, nie wyrobiłam się przed premierą :P Dodatkowo miałam czytelniczy zastój który wcale nie pomagał...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja powiem szczerze, że na początku też nie mogłam się „wgryźć” w klimat, ale potem poszło sprawnie. :) Trzymam kciuki za przekroczenie opornej bariery :P
      Zastój jest najgorszy :/

      Usuń
  3. Brzmi bardzo ciekawie i bardzo chętnie przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Polecam :) Naprawdę dobry tytuł :)

    OdpowiedzUsuń