piątek, 22 marca 2019

Sowie opowieści: Bianca Iosivoni - „First Last Look"



Oooo, jak ja kocham fajne romanse, które mają ciekawą historię i nie są mieszanką słodko-gorzkiego odpychania, które nie ma żadnego celu. Wiecie, takie przekomarzanie się na siłę, a potem kończy się to dużą ilością seksu. Aż czuje wstyd i lekki niesmak, że książka, na którą poświęcam czas, jest po prostu straszna. Naiwnie jednak wierzę, że takich pozycji jest mało, a ja trafiam na nieliczne okazy i ciągle szukam fajnych perełek, które pozwolą mi miło spędzić czas. Czy First Last Look to właśnie taka pozycja? 

Wcześniej wierzyłam, że miłość i przyjaźń są wieczne. Że mogą wszystko przetrzymać. Ale teraz wiedziałam już, że była tylko jedna osoba, na której mogłam zawsze i wszędzie polegać: ja sama.

Emery Lance jest dziewczyna pragnącą białej kartki w życiorysie. Chce zapomnieć o przeszłości i stworzyć przyszłość na studiach w Wirginii Zachodniej. Odcina się od krzywdzących plotek, nie może dłużej znieść zawistnych spojrzeń ludzi, którzy wcale jej nie znają. Dlatego odda wiele żeby być niezauważalną, ale nie zawsze jest tak, jak chcemy. Szczególnie, że przyjaciel jej współlokatora, Dylan Westbrook, nie daje jej spokoju. Dziewczyna czuje coraz większe przyciąganie, a obiecała sobie, że żaden przystojniak nie zawróci jej w głowie. Tylko czy można uciec od własnego serca? 

Brzmi trochę trywialnie, prawda? Na całe szczęście wcale tak nie jest. Choć muszę przyznać, że schemat powieści jest trochę oklepany i wtórny. Ona – ucieka od złej przeszłości, pragnie nowego startu. Poznaje nowych przyjaciół i jego... A on jest dosłownie nieskazitelny, przystojny, mądry, fajny... Poznają się coraz lepiej, przepracowują swoje sekrety oraz grzeszki. Przyznaje – ale to już było, ale to nie znaczy, że książka jest zła. 



New Adult rządzi się swoimi prawami i człowiek przed tymi nie ucieknie. Elementy są zaczerpnięte z innych powieści, ale nie chodzi o sam pomysł, ale również wykonanie i tu Bianca Iosivoni spisała się naprawdę dobrze. Nie ma bardzo nudnych fragmentów, które wywołują chęć odłożenia książki. Czyta się szybko i sprawnie. A co najważniejsze: dawne dramaty bohaterów nie grają głównych skrzypiec, a są uzupełnieniem całości. 

Wszystkie dialogi i sceny są przemyślane. Nie zabrakło śmiesznych momentów, ale również tych wzruszających. Z treści bije ciepło i lekcja o silnych więziach, która jest naprawdę wartościowa. Mamy zgraną paczkę przyjaciół, która zna się od lat. Można napisać: jak łyse konie. Są ciągle ze sobą, a niewidzenie się przez jeden dzień zakrawa na zbrodnię. Every dopiero dołącza i na początku czuje się dość dziwnie. W końcu nie jest łatwo wbić się w zgrane grono przyjaciół. Szczególnie, kiedy chce się być outsiderką. Z czasem godzi się z faktem, że chce czy nie, już nie będzie sama. 

Wątek przyjaźni ma swoje wady i zalety. Na plus, że fabuła nie skupia się tylko na dwójce głównych bohaterów, ale również na drugoplanowych postaciach, którzy często nakręcają akcje powieści. Dzięki temu nie jest nudno, a całość jest przyjemna w odbiorze. Patrząc pod kątem pesymistycznym, czytelnik dostaje szereg bohaterów, którzy dosłownie zalewają umysł różnymi faktami. Na początku jest ciężko się w tym wszystkim odnaleźć. Co, z kim i dlaczego? Fakty się mieszają, ale gdy uporządkujemy sobie wszystko, lektura jest przyjemna. Dodatkowo jest to pierwszy tom, więc możliwe, że spotkamy się z resztą później, ale kto inny zagra na głównych skrzypcach. 

Ludzie, którym najbardziej ufasz, to również ci, którzy mogą cię najbardziej zranić.
Bohaterowie to tacy ludzie z podwórka, których można spotkać na co dzień. Każdy z nich ma swoje indywidualne cechy, które go wyróżniają. Myślę, że polubiłam wszystkich. Oczywiście jednych bardziej, a innych mniej, z prostego powodu: nie o wszystkich dowiadujemy się tyle samo. Jedni mają epizody, a inni pojawiają się co chwilę. Co do Every, to mądra, skromna i sympatyczna dziewczyna, która chce żyć według własnych zasad i bez przyklejonych etykietek. 


Największym minusem jest wtórność w sytuacjach czy dialogach. I nie piszę tu o prostym stylu, bo nawet takim można stworzyć ciekawe rzeczy. Chodzi o momenty, które co jakiś czas się pojawiają, ale w ciut innej konfiguracji. Jakby niemiecka redakcja nie zrobiła swojej roboty i zostawiła wtórne babole. Ile razy można czytać o podobnych zdarzeniach? Nie wiem czy kojarzycie After? Tę wielką książkę, która co ok. 100 stron powtarzała schemat: kłótnia, nienawiść, godzenie, kłótnia... To coś w tym stylu. Pojawia się też kilka momentów totalnie skupiających się na pierdołach bez znaczenia. Ile razy można przykładać uwagę do ubioru? 

Ale ostatecznie polecam, bo jest to fajna książka na wieczór. Pomaga oderwać głowę od rzeczywistości i pozwala oddać się fajnej historii. Jeśli ktoś potrafi przymknąć oko na powtarzalność niektórych zachowań czy dialogów, to na pewno miło spędzi czas.

Moja ocena: 5/6

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Jaguar.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz